Nie ma miejsca na przekręty
Ciągle
maleje liczba dawców narządów. W ubiegłym miesiącu było ich zaledwie 18.
Równocześnie wydłuża się lista oczekujących na przeszczep. Jakie są kryteria
podziału narządów pomiędzy potrzebujących? Wybitni eksperci dyskutowali wczoraj
o tym w redakcji Życia Warszawy.
Sprawiedliwy wybór
Jak w tak trudnej sytuacji, w której znalazła się polska transplantologia, dzielić narządy między oczekujących na ich przeszczep? – Po pierwsze nie ma możliwości, aby ktoś dostał narząd poza kolejką – zapewnia prof. Ryszard Grenda, kierownik Kliniki Transplantacji Nerek Instytutu Centrum Zdrowia Dziecka. Oburza się również, jeśli słyszy, że ktoś załatwił sobie narząd po znajomości bądź lekarz na tym jeszcze zarobił.
– Taka sytuacja nie może się zdarzyć – ucina krótko prof. Grenda. O tym, kto dostanie dany organ, decydują przede wszystkim względy medyczne. Inaczej przeszczep nie miałby sensu i mógłby wręcz zaszkodzić pacjentowi.
– Wobec pojawiających się w społeczeństwie wątpliwości wokół zasad podziału narządów opublikujemy je na naszych stronach internetowych. To niezwykle przejrzysta procedura – mówi prof. Janusz Wałaszewski, dyrektor Poltransplantu, rządowej agendy, która prowadzi m.in. rejestr dawców i biorców.
– Istnieje specjalny system punktacji, mający za zadanie chronić interes chorego, który bardzo długo czeka na przeszczep. Dlatego jeśli kryteria medyczne spełnia kilku pacjentów, to narząd dostanie ten, kto czeka najdłużej
– wyjaśnia prof. Grenda.
Wzajemna kontrola
Zdaniem ekspertów transplantologia jest najbardziej przejrzystą i najlepiej kontrolowaną dziedziną medycyny.
– Naturalne jest, że kryteria doboru narządów są bardzo rygorystyczne. Co więcej, te kryteria są identyczne we wszystkich ośrodkach transplantacyjnych w Polsce, żeby było możliwe jak najlepsze dobranie dawców i biorców – tłumaczy doc. Paweł Łuków, etyk z Uniwersytetu Warszawskiego.
Dzięki takiemu systemowi decyzje podejmowane są zespołowo. – To niesłychanie ważne, bo wyklucza możliwość decydowania o przeszczepie przez jedną osobę. Jednocześnie nie daje możliwości robienia jakichkolwiek brudnych interesów. Dzięki temu w środowisku transplantologów funkcjonuje samoistna i dokładna wzajemna kontrola – dodaje Łuków.
Zdaniem Przemysława Salety, którego siedmioletnia córka Nicole czeka na przeszczep nerki, wszystko sprowadza się do ludzkiej świadomości. – Ludziom wydaje się, że jest ponumerowana lista oczekujących, np. od 1 do 1000, i biorcy są brani po kolei. Nikogo nie interesują względy medyczne, bo liczy się tylko czas oczekiwania
– zauważa Saleta. – Z drugiej strony normalne jest, że gdy na rynku brakuje jakiegoś towaru, to powstają różne teorie spiskowe – dodaje bokser.
Czekający na przeszczep często z wyrzutem pytają lekarzy, dlaczego ktoś inny dostał narząd, a nie oni. – Dlatego tak ważna jest rozmowa z pacjentem. Zawsze uprzedzam, że jest jeszcze ktoś, i tłumaczę, jak wygląda sytuacja. Nigdy nie można podawać jednoznacznej informacji, że jest dawca i będzie przeszczep – przekonuje prof. Grenda.
Lekarze, którzy rozmawiają z pacjentami czekającymi na przeszczep, są systematycznie szkoleni. Ich zadaniem jest przekazanie informacji w taki sposób, by rozczarowanie pacjenta było jak najmniejsze. – Nie można mówić o niesprawiedliwości i zawiedzionych nadziejach. Trzeba na bieżąco informować pacjenta, że kwestia ewentualnego przeszczepu nie jest przesądzona. Rozumiem wielkie emocje, które temu towarzyszą, bo niejednokrotnie już przekazywałem choremu informację, że tym razem to jednak nie on będzie operowany – dodaje Grenda.
Odbudować zaufanie
Kryzys w transplantologii wybuchł w lutym po zatrzymaniu w świetle kamer Mirosława G., ordynatora kardiochirurgii w stołecznym szpitalu MSWiA. Przemysław Saleta mówi, że dzisiaj niestety lepiej sprzedaje się sensacja i zło, a dobro i normalność zeszły na dalszy plan. – Nikt z nas nie myśli, że może dotknąć go problem przeszczepu. Dlatego warto pomyśleć, że jeśli my nie jesteśmy gotowi pomóc, to nie oczekujmy tego od innych – apeluje.
Saleta od samego początku wspiera akcję ŻW „Miej serce dla innych”, która ma przerwać kryzys w transplantologii. Bokser wychodzi z założenia, że jeśli jego narządy po śmierci mogą uratować komuś życie, to już za życia może czuć się szczęśliwy. – Ważna jest też rola państwa, które powinno dążyć do tego, aby publiczna służba zdrowia była na jak najwyższym poziomie i cieszyła się zaufaniem wśród pacjentów – dodaje Saleta.
Paweł Łuków przypomina, że budowanie zaufania i autorytetu trwa bardzo długo, natomiast tracenie tylko chwilę.
– Trzeba będzie włożyć wiele wysiłku i pieniędzy, żeby odbudować zaufanie społeczne do lekarzy – mówi.
Zdaniem doc. Janusza Wyzgała z Instytutu Transplantologii w Warszawie od 1966 roku polska transplantologia budowała swój wizerunek, który nie podlegał żadnym zarzutom. – To, co się stało, spowodowało, że ten wizerunek będziemy odbudowywali nawet kilka lat. Ludzie długo będą pamiętać wcześniejsze wydarzenia, niechęć i obawy pozostaną. Trudniej nam będzie leczyć pacjentów. Nasz wizerunek i zaufanie muszą zostać jak najszybciej odbudowane – przyznaje.
W debacie wzięli udział: Przemysław Saleta, prof. Janusz Wałaszewski, dyrektor Poltransplantu, prof. Magdalena Durlik, kierownik Instytutu Transplantologii AM w Warszawie, doc. Paweł Łuków, etyk z Instytutu Filozofii UW, prof. Ryszard Grenda, kierownik Kliniki Nefrologii i Transplantacji Nerek Centrum Zdrowia Dziecka, prof. Wojciech Rowiński, krajowy konsultant ds. transplantologii, doc. Janusz Wyzgał z Instytutu Transplantologii w Warszawie, oraz Przemysław Klaman, dyrektor Departamentu Polityki Zdrowotnej w Ministerstwie Zdrowia.