Prasa
Pierwszy człowiek z cudzym sercem
Pierwszy człowiek z cudzym sercem
Sławomir Zagórski
Pierwszą przełomową operację przeszczepienia serca przeprowadzono 3 grudnia 1967 r. w szpitalu Groote-Schuur w Kapsztadzie (Afryka Południowa). Śmiałkiem, który odważył się na ten krok był dr Christian Barnard. Usunął nieuleczalnie chore serce 54-letniemu Louisowi Washkansky'emu i zastąpił je zdrowym sercem Denise Darvall, ofiary wypadku samochodowego.
Louis Washkansky od 12 lat cierpiał na cukrzycę, przeszedł kilka zawałów, które niemal całkowicie zniszczyły mięsień sercowy. Przeniesiono go do zakładu dla nieuleczalnie chorych, jego dni były policzone. 11 listopada 1967 r. lekarze poinformowali Washkansky'ego, że jedyną szansą byłaby transplantacja serca. - Może pan przy tym umrzeć, nikt jeszcze nie robił podobnego zabiegu na ludziach i nikt nie wie, jak duże jest ryzyko - ostrzegali. - Jeśli tak, to czy teraz nie umieram? - odrzekł, z trudem łapiąc oddech, Washkansky. - Chcę mieć nowe serce.Jest coraz mniej pieniędzy na transplantacje
GAZETA PRAWNA NR 40 (1910) 2007-02-26
Jest coraz mniej pieniędzy na transplantacje
- W 2006 roku po raz pierwszy od dziesięciu lat spadła liczba wykonywanych przeszczepów
- Liczba pobieranych narządów od członków rodziny w Polsce jest najniższa wśród państw Unii Europejskiej
- W 2007 roku Ministerstwo Zdrowia chce przekazać o 5 mln zł mniej na transplantacje niż rok temu
W 2006 roku, w porównaniu z rokiem poprzednim, wykonano mniej o
143 operacje przeszczepienia organów. Spadła liczba przeszczepianych nerek i
wątrób. Zdaniem profesora Janusza Wałaszewskiego, dyrektora Centrum
Organizacyjno-Koordynacyjnego ds. Transplantacji Poltransplant, jest to zjawisko
niepokojące.
– Od dziesięciu lat był to pierwszy rok, kiedy liczba
wykonanych przeszczepów była mniejsza niż rok wcześniej – mówi Janusz
Wałaszewski.
Jednocześnie z każdym rokiem rośnie liczba osób oczekujących na
nowe i zdrowe organy. Jak wynika z danych Poltransplantu, obecnie najwięcej osób
oczekuje na nerki (ponad 2,3 tys.). Ponieważ na jej przeszczep w ciągu roku może
liczyć około 1 tys. chorych, to czas oczekiwania na wykonanie zabiegu wynosi dwa
i pół roku.
Cztery czułe punkty
Cztery czułe punkty
Rozmowa z profesorem Wojciechem Rowińskim, krajowym konsultantem do spraw transplantologii.
"Przeszczepianie narządów, to nie taka prosta sprawa, jak wymiana koła w stojącym samochodzie. To raczej próba wymiany koła w wozie, który jedzie z pełną prędkością."
- Budzi się pan rano ze strachem, czy znów jakiegoś transplantologa nie zaaresztują? Czy jakiegoś nie opiszą w gazetach?
- Sposób zatrzymania doktora G., nagłośnienia afery w szpitalu MSWiA, tytuły prasowe, które pojawiły się następnego dnia po konferencji ministra sprawiedliwości, były przerażające.
- Na przykład: "Doktor śmierć"
- Taki szum medialny ma swoje konsekwencje. Lekarze mówią: Nie będę rozpoznawał zgonu. Po co mają mnie podejrzewać? Słyszałem, że w jednym ze szpitali rodzina zmarłego nie zgodziła się na pobranie narządów tłumacząc, że "nie chce nabijać kabzy lekarzom". W naszym szpitalu po raz pierwszy zdarzyło się, że chory bał się przyjechać do przeszczepu. Tyle czekał na przeszczep wątroby i odmówił! Wcześniej takich sytuacji nie było. W całej Polsce liczba pobrań zmniejszyła się - w porównaniu ze styczniem - o połowę! Może teraz będzie lepiej, zobaczymy. O ile nie będzie kolejnego szumu w mediach.
"Pobieranie narządów od zmarłych wymaga
akceptacji społecznej. Bez tego nie będzie przeszczepów"- mówi prof.
Wojciech Rowiński (Fot. Arkadiusz Ławrywianiec/ Fotorzepa)
Przeszczepieńcy
Polityka - nr 11 (2596) z dnia 17-03-2007; s. 86 Ludzie / Zdrowie
Joanna Solska
Przeszczepieńcy
Najtrudniejszy pierwszy rok
Z ciała do ciała
Z ciała do ciała
Rozmowa z prof. Wojciechem Rowińskim, transplantologiem, o lęku przed przeszczepami
Paweł Walewski
Dwadzieścia lat i dłużej. Tamten zabieg, u 18-letniej Danusi – uczennicy szkoły pielęgniarskiej – wykonaliśmy 36 lat temu, gdy nikt nie potrafił sobie jeszcze poradzić z naturalnym mechanizmem odrzucania przeszczepów, choć przed nami przeprowadzono na świecie sześćset podobnych zabiegów. Nasza pacjentka zmarła z powodu zapalenia trzustki w wyniku stosowania bardzo dużych dawek sterydów. Dziś dostępne są leki, które pozwalają zaadoptować się nowemu narządowi w organizmie biorcy na długie lata.
Czy wtedy, w styczniu 1966 r., wyobrażał pan sobie tak imponujący rozwój tej dziedziny chirurgii?
Wydawało nam się, że nasz nowatorski zabieg okaże się rutynowym sposobem leczenia chorych z niewydolnością nerek, którym nie można już inaczej pomóc. Ale tak się niestety nie stało. Mieliśmy przeciwko sobie prawo (pobranie nerek od osób zmarłych traktowano jako wstępny etap badania sekcyjnego), lekarzy (nawet koledzy z sąsiednich klinik nazywali nas złośliwie „brygadą sępów”) i niezwykle trudną do przełamania podejrzliwość społeczeństwa, związaną z rozpoznawaniem zgonu człowieka. Na ustawę ostatecznie normującą te kwestie musieliśmy czekać aż trzydzieści lat.
Wydawało nam się, że nasz nowatorski zabieg okaże się rutynowym sposobem leczenia chorych z niewydolnością nerek, którym nie można już inaczej pomóc. Ale tak się niestety nie stało. Mieliśmy przeciwko sobie prawo (pobranie nerek od osób zmarłych traktowano jako wstępny etap badania sekcyjnego), lekarzy (nawet koledzy z sąsiednich klinik nazywali nas złośliwie „brygadą sępów”) i niezwykle trudną do przełamania podejrzliwość społeczeństwa, związaną z rozpoznawaniem zgonu człowieka. Na ustawę ostatecznie normującą te kwestie musieliśmy czekać aż trzydzieści lat.
Akademia Medyczna wykształci specjalistów od przeszczepów
Akademia Medyczna wykształci specjalistów od przeszczepów
iwo
2007-01-12, ostatnia aktualizacja 2007-01-12 22:22
- W 2006 r. w Polsce wykonano prawie sto przeszczepów mniej niż w latach
ubiegłych - mówi prof. Wojciech Rowiński szef Kliniki Chirurgii Ogólnej i
Transplantacyjnej Akademii Medycznej w Warszawie. - Wielu ludzi nawet nie zastanawiało się, czy w przypadku śmierci, np. w wypadku, ich narządy mogą zostać pobrane do przeszczepu. Bardzo wielu ma obawy etyczne lub zwyczajnie boi się oddać swoje narządy - mówi prof. Rowiński.
Te obawy mają rozwiewać koordynatorzy. W Hiszpanii takiego specjalistę ma każdy szpital (była nim np. główna bohaterka w głośnym filmie "Wszystko o mojej matce" Pedro Almodóvara). - Chcemy skorzystać tych doświadczeń - mówi prof. Rowiński.
W zajęciach na Akademii będą mogły wziąć udział osoby z dyplomem lekarza, pielęgniarki z oddziałów intensywnej opieki medycznej, anestezjologicznych, neurochirurgicznych, neurologicznych i chirurgicznych. Zajęcia na studiach będą odbywały się w systemie zaocznym dwa razy w miesiącu - w soboty i w niedziele.
Przeszczep po polsku
Przeszczep po polsku
Sławomir Zagórski
Przypadek wybitnego kardiochirurga dr. G. rzuca cień na całą polską transplantologię. A jest za co ją bronić
Pierwszy udany przeszczep nerki przeprowadzono w Warszawie 41 lat temu. Pierwszej, niestety nieudanej, próby przeszczepu serca dokonano zaledwie dwa lata po pionierskim zabiegu Christiana Barnarda w RPA w 1967r. Potem, w latach 80., przyszły wspaniałe sukcesy Religi, który, o czym mało kto już dziś pamięta, dokonywał także nowatorskich zabiegów (pierwszy na świecie wszczepił człowiekowi serce świni; pacjent zmarł wkrótce po operacji).
Dzięki determinacji i zdolnościom kilkunastu, kilkudziesięciu ludzi transplantologia w Polsce zaczęła się rozwijać. Dziś jest na zupełnie przyzwoitym poziomie, choć np. w mającej podobną do nas liczbę ludności Hiszpanii przeszczepów dokonuje się dwa-trzy razy więcej. W 2005 r. przeszczepiono tam 6,5 serca na milion mieszkańców, w Polsce 2,5.
By przeciwdziałać pokusom handlu narządami, by system był sprawny i przejrzysty, powołano do życia organizację zwaną Poltransplant. Koordynuje ona wszystkie dokonywane w kraju przeszczepy. Kliniki wykonujące transplantacje (w przypadku serca są cztery takie miejsca w kraju - dwa w Warszawie, po jednym w Krakowie i Zabrzu; nikt nie może sobie tego zrobić za pieniądze w prywatnej klinice) zgłaszają, jakich mają chorych i w jakim są oni stanie. Innymi słowy, czy mogą czekać na przeszczep dłużej, czy nie. Do przeszczepu kwalifikuje kilku medyków różnych specjalności, bierze w tym udział również psycholog.
Do Poltransplantu lekarze z całego kraju zgłaszają także potencjalnych dawców. Koordynatorzy oferują narząd tej klinice, w której czeka najciężej chory pacjent.
Czy to znaczy, że system jest idealny, a polska transplantologia nie ma żadnych bolączek? Naturalnie nie.
Podarowano nam drugie życie
Podarowano nam drugie życie
Małgorzata Szamocka
2006-03-09, ostatnia aktualizacja 2006-03-09 12:45
Każdy z nas ma jedno życie. Dostaje je od rodziców. Są jednak ludzie, którzy pewnego dnia rodzą się na nowo. I to drugie życie zawdzięczają całkiem obcym osobom. Tym, które nie zabrały swych narządów do nieba.
Chorzy nadal mają nadzieję
Chorzy nadal mają nadzieję
Ponad pół tysiąca osób na Mazowszu czeka na przeszczep. Od aresztowania dr. Mirosława G. w warszawskich szpitalach lekarze wykonali jedynie dwie transplantacje. Zaplanowanych było kilkanaście
W Bydgoszczy coraz mniej przeszczepów
W Bydgoszczy coraz mniej przeszczepów
Anna Twardowska
Dramatycznie spadła liczba przeszczepów. W marcu w bydgoskiej klinice transplantologii Collegium Medicum UMK nowe nerki dostali dwaj chorzy. Zwykle w miesiącu operowano ich cztery razy więcej.
W całym kraju liczba wszystkich przeszczepów zmalała o połowę. Na tak poważny kryzys wpływ miały dwa zdarzenia, do których doszło w tym roku. Pierwsze, w Lublinie, było związane z transplantacją organów zainfekowanych komórkami nowotworowymi. W tej sprawie prokuratura postawiła zarzuty doktorowi Andrzejowi P. ze szpitala klinicznego, który zdaniem śledczych wiedział, że narządy są zainfekowane, a mimo to zdecydował się je przeszczepić. Wszyscy pacjenci zachorowali na białaczkę.
Po co komu serce po śmierci?
Newsweek Numer 13/07, strona 40
Po co komu serce po śmierci?
Dyskusja o transplantacji jest dla wielu ludzi czystą abstrakcją bądź co najwyżej interesującym tematem dyskusji towarzyskich. Dla innych to jednak sprawa życia lub śmierci. Pamiętam do dzisiaj rozmowę sprzed kilkunastu lat z przyjacielem, który zbliżał się do krańca swej drogi ze względu na nieuleczalną wadę serca. Nie tracił woli przeżycia jedynie dlatego, że był wpisany na listę oczekujących na przeszczep serca. Swojej szansy niestety nie doczekał.Lista oczekujących na przeszczep jest w Polsce bardzo długa i stale się wydłuża. Dzieje się tak z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze, perspektywy i szanse stwarzane przez medycynę transplantacyjną są coraz większe. Większa jest więc grupa tych, którzy mogliby skorzystać z jej osiągnięć. Po drugie, oczekiwania i szanse chorych ludzi nie spotykają się w naszym społeczeństwie z większą skłonnością do przejawiania postaw altruistycznych. Możliwości polskiej medycyny transplantacyjnej nie są więc w pełni wykorzystywane; liczba ośrodków medycznych, a przede wszystkim wybitnych chirurgów, pozwalałaby na znacznie więcej przeszczepów, niż się obecnie przeprowadza. W porównywalnych warunkach w innych krajach europejskich przeprowadza się znacznie więcej przeszczepów niż w Polsce. Każdy przeszczep jest wart tyle, ile warte jest ludzkie życie.
Do dwóch wskazanych wyżej powodów wydłużania się listy oczekujących na transplantację dochodzi dzisiaj nowa okoliczność, związana z dramatycznym wydarzeniem w warszawskim szpitalu przy ulicy Wołoskiej.
Oszukać śmierć
Lekarze zastanawiają się, co zrobić, aby przeprowadzać jak najwięcej przeszczepów? - Zmienić przepisy i zaopiekować się rodzinami dawców - podpowiadają pacjenci.
Od kilku miesięcy sytuacja polskiej transplantologii jest tragiczna. - Od początku roku udało nam się pobrać organy tylko od dwóch dawców - mówi prof. Wojciech Gaszyński, szef Intensywnej Terapii w szpitalu im. Barlickiego. - W minionych latach pobrań było po kilka miesięcznie, choć i to nie zaspokaja potrzeb.Jak twierdzą lekarze zajmujący się przeszczepami, ich niełatwą pracę utrudniła historia warszawskiego kardiochirurga Mirosława G., którego Centralne Biuro Antykorupcyjne aresztowało w świetle kamer, a minister sprawiedliwości oskarżył o "pozbawienie życia pacjenta".
Prof. Gaszyński: - Od tego czasu nie udało nam się pobrać ani jednego narządu. Po prostu rodziny dawców nie wyrażają na to zgody. Oczywiście zawsze zdarzały się takie sytuacje, ale sto procent odmów nigdy nie było.
Lekarze szukają wyjścia z trudnej sytuacji. Specjaliści z Łódzkiego zjechali się na Regionalne Spotkania Transplantologiczne. Dyskutowali o prawnych, etycznych i medycznych aspektach przeszczepiania narządów. Ale najważniejszym punktem konferencji było spotkanie z pacjentami i ich rodzinami.
Nie odbierajcie nam nadziei!
Nie odbierajcie nam nadziei!
Rozmawiała Judyta Watoła
2007-03-30, ostatnia aktualizacja 2007-03-29 20:00
Przeszczep to nasza jedyna nadzieja na życie. Ktoś nam ją odbiera. To strasznie zła rzecz, bo bez nadziei człowiek sam gaśnie - mówi Henryk Orliński, który czeka na transplantację serca
Judyta Watoła: Jak długo czeka Pan na
przeszczep?
Części trochę wymienne
Części trochę wymienne
DZIENNIK WSCHODNI (2007-03-30 Autor: EWA DZIEDZIC)
Medycyna przyśpiesza. Zaledwie 40 lat temu Christian Barnard dokonał pierwszej transplantacji serca, a dziś co roku 4 tysiące serc zmienia właścicieli.
Leszek Opoka, pierwszy pacjent w Polsce, któremu przyszyto rękę pobraną od zmarłego dawcy. Pionierską operację wykonano w Trzebnicy, w czerwcu ub. roku (Fot: Grzegorz Hawałej/Fotorzepa)
Pacjenci z przeszczepionymi nerkami, sercami, wątrobami,
ratowani z białaczek przeszczepem szpiku, a ze ślepoty "tylko” wszczepieniem
rogówki mówią o sobie: po przeszczepie, nieśmiertelni albo składak
Ile
składaków chodzi po ziemskim padole? Co roku w świecie przeszczepia się 4 tys.
serc. W Polsce przeszczepami narządów wewnętrznych ratuje się rocznie życie ok.
1200 osobom. A jeszcze są biorcy przeszczepów biostatycznych: sercowcy
z wszczepionymi homograftami zastawek, połamańcy, którym kości zrastają się
dzięki wstawkom i śrubkom z cudzych kości, czy ofiary poparzeń leczeni
przeszczepem skóry.
Setki tysięcy ludzi mają w sobie jakiś fragment "obcego”
organizmu, zastępujący, wspomagający albo regenerujący jego własny. A nowoczesna
transplantologia - choć jej historia jest bardzo krótka - dorobiła się już 10
noblistów!
Polskiej transplantologii grozi zapaść
Polskiej transplantologii grozi zapaść
Spada liczba przeszczepów, medycy nie chcą orzekać śmierci, a rodziny zmarłych pacjentów coraz rzadziej zgadzają się na pobranie organów
Lekarze są załamani: - W ciągu ostatniego miesiąca na pobranie narządów nie zgodziły się rodziny pięciu zmarłych pacjentów. Można było pobrać od nich dziesięć nerek, trzy wątroby, uratować życie kilku osobom - opowiada dr Krzysztof Pabisiak, anestezjolog koordynujący przeszczepy w województwie zachodniopomorskim.
Zgody na przeszczep odmówiła też matka dziewczynki zmarłej w Centrum Zdrowia Dziecka. Dziecko po operacji miało obrzęk mózgu, doszło do nieodwracalnych zmian i śmierci. - Poinformowałam matkę, że narządy zmarłej córki nadają się do przeszczepu. Próbowałam przekonać ją, by zgodziła się na pobranie, ale odmówiła. Z jej słów wynikało, że nie ma do nas, lekarzy, zaufania i nie chce, byśmy dalej zajmowali się ciałem jej dziecka - mówi ordynator oddziału pooperacyjnego w CZD Małgorzata Manowska.
W tym przypadku sytuacja była tym bardziej dramatyczna, że wcześniej bardzo trudno było skompletować komisję, która miała stwierdzić śmierć mózgu u dziecka. Tylko wtedy można odłączyć pacjenta od urządzeń podtrzymujących funkcje życiowe. - U nas śmierć mózgu stwierdzają trzej specjaliści: anestezjolog, neurochirurg i anatomopatolog. Niespodziewanie ci ostatni specjaliści odmówili udziału w całej procedurze - opowiada dr Manowska. Trzeba było interwencji dyrektora instytutu, by skompletować komisję.
Mniej przeszczepów, mnóstwo strachu
Mniej przeszczepów, mnóstwo strachu
Agnieszka Pochrzęst
2007-04-05, ostatnia aktualizacja 2007-04-05 10:24
W szpitalu przy Lindleya przeszczepia się o 60 proc. mniej wątrób i nerek niż w ubiegłym roku. W lecznicy na Wołoskiej rok temu transplantowano 18 trzustek, w tym roku ani jednej. Lekarze i pacjenci biją na alarm, żeby ratować polską transplantologię
Lesław Rieman ma przeszczepioną wątrobę i nerkę. Jest przerażony doniesieniami mediów dotyczącymi przeszczepów. Wie, że kolejna sprawa wystraszy rodziny, które nie pozwolą pobrać narządów od zmarłego, i ktoś z tego powodu umrze. Na organy czeka tysiące osób. - Gdy chorowałem, miałem realne szanse na znalezienie dawcy - mówi Lesław Rieman. - Po negatywnej kampanii prowadzonej przez ostatnie miesiące liczba dawców dramatycznie spadła. Teraz znalezienie organu to jak wygrana w totka.
Mirosław Rudalski od kilku miesięcy czeka na wątrobę w szpitalu przy ul. Lindleya. Pilnie potrzebuje organu. - Przez afery zburzono zaufanie do lekarzy i wszystko padło - mówi Rudalski. - Mam nadzieję, że ludzie jednak otrząsną się i zobaczą, że lekarze ratowali i ratują życie. Kilka afer tego nie zmienia. Ja jestem coraz słabszy. Wegetuję. Uratować może mnie tylko czyjaś wątroba.
Rewolucyjne zmiany w transplantologii
GAZETA
WYBORCZA - BYDGOSZCZ (2007-04-05 Autor: ANNA TWARDOWSKA)
Rewolucyjne zmiany w transplantologii
Anna Twardowska
2007-04-04, ostatnia aktualizacja 2007-04-04 22:18
W Bydgoszczy powstaje regionalny ośrodek, w którym chorzy oczekujący na przeszczep będą kwalifikowani do operacji. Nie będą już musieli jeździć na badania do Warszawy czy do Wrocławia.
Edward Chryplewicz (na zdjęciu wraz z prof. Zbigniewem Włodarczykiem) jest
kolarzem, działa w klubie sportowym. Dwa lata temu w bydgoskiej klinice
przeszczepiono mu nerkę. Wcześniej przez półtora roku był dializowany.
-
Przeszedłem mnóstwo badań i byłem pewien, że już trafiłem na listę oczekujących
na przeszczep. Nieoczekiwanie jednak dostałem wezwanie na badanie krwi, na które
musiałem pojechać osobiście. Problem w tym, że na miejsce badania wyznaczono
ośrodek we Wrocławiu. Wtedy nie pojechałem, bo to było za daleko. Nie każdego
chorego stać na takie uciążliwe podróże - wspomina mężczyzna.
Ludzie nie wierzą chirurgom i nauce
Piotr Schutta, Środa, 4 Kwietnia 2007
Wczoraj trafił do mediów list otwarty, sygnowany przez najwybitniejszych polskich lekarzy przeszczepiających narządy.
Trudne rozmowy
Sytuacja jest tragiczna. Minęły dwa miesiące od głośnej afery w szpitalu MSWiA w Warszawie (ordynatorowi kliniki transplantologii Mirosławowi G. zarzucono m.in. uśmiercenie pacjenta), transplantolodzy mówią, że już widać dobitnie jej skutki uboczne. Liczba przeszczepów nerek spadła w całym kraju o 60 proc., wątroby o 50 proc.
Dajmy z siebie wszystko!
Dajmy z siebie wszystko!
W połowie marca, w zielonogórskim szpitalu udało się pobrać od zmarłego dwie nerki. Pierwszy raz od wielu miesięcy.
Rok temu w Trzebnicy po raz pierwszy w kraju przeszczepiono pacjentowi rękę od zmarłego dawcy. Swoją stracił kilkanaście lat temu. Operacja zakończyła się sukcesem!
-Niebywały sukces! - podkreśla Władysław Kościelniak, ordynator oddziału intensywnej terapii. - Po tych wszystkich skandalach w mediach, rodziny zmarłych nawet nie chcą o tym słyszeć.
Dawcą był 20-letni chłopak. Zginął w wypadku, miał czołowe zderzenie. Jego nerki przeszczepiono z powodzeniem dwóm młodym osobom. Komu? To tajemnica.
- Tylko delikatnie sugerowaliśmy rodzinie, że podejrzewamy śmierć pnia mózgu - wspomina Kościelniak. - Nie było z naszej strony żadnych nacisków. Ku naszemu zdziwieniu, bracia i matka pacjenta sami zaproponowali, by pobrać od niego narządy. Coś takiego zdarzyło mi się pierwszy raz. Z reguły rodzina się sprzeciwia.
Uśmiech rekina
Uśmiech rekina
Jacek Hugo-Bader
Dwaj mężczyźni długo stoją przytuleni w strugach deszczu. Starszy przykłada ucho do piersi młodszego i słucha. Serce jego syna bije w piersiach obcego mężczyzny. - Artur? - szepcze do Kazika. - Tu jesteś, synku. Strasznie tęskniłem
Moi Najukochańsi. Czuję się dobrze. Odczuwam tylko ból rany na mostku, ale to normalne. Wyniki badań mam bardzo dobre. Serduszko, które dostałem 36 dni temu, pracuje elegancko. Wyciągnęło nadmiar płynu z organizmu. Wraca dobre krążenie. Z nóg zniknęła martwa skóra. Odzyskałem własny rytm nadkomorowy serca - 60 uderzeń na minutę. Jeszcze nie pojawił się własny przedsionkowy rytm zatokowy. No a teraz sprawy związane z moim dawcą.
13 maja 93 roku, czwartek, godzina 10. Jestem proszony na świetlicę. Idę. Podchodzi do mnie pani w żałobie, podaje mi rękę i przedstawia się jako siostra dawcy. Wręcza mi 11 czerwonych róż. Witamy się bez specjalnych czułości. Napięcie duże. Cały drżę, ona też. Płacząc pyta mnie, jak się czuję. Ja wyrażam jej współczucie z powodu śmierci brata i składam podziękowania za obdarowanie mnie sercem. Napięcie ogromne. Siadamy przy stoliku, bo moje nogi zaczęły się uginać.
Rozmawiamy około dwóch godzin. Szybko przeszliśmy na ty. Na jej prośbę uznaliśmy się za rodzeństwo. Wyściskaliśmy się, wycałowaliśmy. Staliśmy się bardzo sobie bliscy. Nie wiem, jak to jest możliwe w dwie godziny? Nie mam wątpliwości, że jej intencje są bardzo szlachetne.
Powiedziała mi wszystko o śmierci swojego brata Artura Chraściany, który w grudniu ukończyłby 20 lat. Dała mi dwa jego zdjęcia. Pierwsze, jak był żywy. Bardzo ładny chłopak. Drugie w trumnie, przy grobie, w otoczeniu rodziców, rodzeństwa, kwiatów. Pochodzą z Brennej w Beskidzie Śląskim. Chyba są góralami. Ona mieszka w Katowicach. Ma 12-letniego syna i trzyletnią córkę. Do tej pory rodzice zmarłego o jej decyzji nie wiedzą.
Na koniec dała mi zagraniczną bombonierkę zapakowaną w papier w czerwone serduszka i małego słonia wykonanego z jakiegoś szlachetnego drewna. Pożegnaliśmy się, bo byłem bardzo zmęczony. Emocje rozdygotały mnie całego, ale byłem wyjątkowo szczęśliwy.
Na odwrocie zdjęcia Artura było napisane: »Twój dawca Artur. Lat 19. Nigdy nie staraj się zrozumieć wszystkiego, bo wszystko stanie się niezrozumiałe”. Na odwrocie zdjęcia z rodziną: »Kocham Cię tak samo jak Artura - Grażyna «. Tyle o mojej nowej, bardzo mi bliskiej siostrze Grażynie Konieckiej, lat 37. Tak jak Ty skończyła pedagogikę specjalną i tak jak Ty uczy dzieci upośledzone umysłowo. Lubi wyszywać, haftować, malować. Prosiła, żebym już nigdy nie dziękował za serce brata, które mi podarowała. Wystarczy jej, że to serce żyje. Jej dzieci nazywają mnie wujkiem, chociaż nigdy mnie nie widziały.
Jestem bardzo spokojny i szczęśliwy. Jest mi bardzo dobrze, a najlepiej, kiedy jem sztućcami, które mi przywiozłaś z naszego świątecznego kompletu, kiedy się wycieram naszym najlepszym domowym ręcznikiem.
Wreszcie i Ty uwolnij się od koszmarów, które trapiły nas przed operacją. Bóg zesłał nam tyle łaski.
Aluniu, nie martw się o finanse. Wydaje mi się, że bardzo dużo i szybko może nam pomóc matka moja chrzestna. Napisałem do niej list. Prosiłem o pożyczkę na określonych zasadach.
Pisz wszystko, co u Was słychać. Mnie nie oszczędzaj. Ja wszystko wytrzymam.
Kończę, bo zaraz wypisze mi się długopis, a w niedzielę drugiego nie kupię. Bywaj. Całuję Cię i nasze skarby całym gorącym, młodym i zdrowym sercem. Twój mąż, Wasz tata. Piszcie. Czekam
15 maja 93 roku. Zabrze".
Drugie życie po przeszczepie
ŻYCIE WARSZAWY (2007-04-11 Autor: JANUSZ ZIERKIEWICZ)
Drugie życie po przeszczepie
autor: Janusz Zierkiewicz, mz, 2007-04-11, Ostatnia aktualizacja: 2007-04-11
Zamierzam opowiedzieć historię mojego podwojonego życia. Nie wiem – bo któż wie? – ile jeszcze lat przede mną, ale jestem przekonany, że te, które ostatnio przeżyłem, są czasem mi darowanym, są moim drugim życiem. Chcę opowiedzieć tę historię. Poczuwam się do spłaty długu wdzięczności wobec towarzyszy wędrówki, którą zgotował mi los. Nie mogę myśleć o sobie, nie myśląc o nich. O dawcach części ciała, szafarzach sztuki medycznej, ofiarodawcach przyjaźni, miłości i nadziei. O darczyńcach, bez których pozostałaby mi tylko rozpacz na zawsze złączona z cierpieniem.
(...) Byłem gotów. Po zakwalifikowaniu do przeszczepu pacjent musi być spakowany i – na wezwanie – w ciągu pięciu godzin przyjechać z domu do ośrodka, w którym będzie przeprowadzony zabieg. Jak żołnierz w okresie zarządzonej mobilizacji spałem z głową na karabinie.
(...) Zdawałem sobie sprawę, że zakwalifikowanie mnie w stanie zagrożenia życia, czyli ustawienie na trochę lepszej pozycji, też nie gwarantuje, że w ciągu roku mogę mieć przeszczep. A może nie będzie odpowiedniej wątroby? I czas oczekiwania może być bardzo długi. Mogę w tym czasie kopnąć w kalendarz. Byłem psychicznie nastawiony, że trzeba czekać pół roku, rok, a nawet dwa lata.
Trzymałem fason. Przygotowałem scenariusz wyjazdu, wyobraziłem sobie całą sekwencję skoordynowanych działań zespołu lekarzy: ekipa pobierająca wątrobę, ekipa usuwająca moją, zdefektowaną, i wszczepiająca nówkę. Przecież to proste, a potem rejs po Nilu i piramidy. Szybko jednak poważniałem i zaczynałem myśleć, jak wiele okoliczności trzeba poddać woli przeznaczenia. A wśród nich los innego człowieka, który musi umrzeć, abym ja mógł żyć. Nie było mi do śmiechu. Ktoś na pewno zapłacze. (...)
Popieramy przeszczepy
RZECZPOSPOLITA (2007-04-13 Autor: SYLWIA SZPARKOWSKA)
Popieramy przeszczepy
Polacy zdecydowanie zgadzają się na transplantacje i dużo wiedzą o przepisach dotyczących przeszczepów - wynika z badania GfK dla "Rz"
Na pytanie, czy ludzie powinni zgadzać się na pobieranie narządów po swojej śmierci, aż 87 procent respondentów odpowiada, że tak.
To przekonanie jest najmocniejsze wśród osób wykształconych, dobrze zarabiających: "zdecydowane poparcie" dla transplantacji deklaruje 70 proc. osób z wyższym wykształceniem, 81 proc. właścicieli firm, 68 proc. studentów. Podobnie kształtują się odpowiedzi na pytanie, czy sam odpowiadający chciałby, by jego organy zostały po śmierci pobrane do przeszczepu. Także tutaj pozytywną odpowiedź daje ponad 85 proc. respondentów.
Z tym zdecydowanym poparciem nie korespondują ostatnie problemy transplantologii: od czasu głośnego zatrzymania kardiochirurga Mirosława G. z warszawskiego szpitala MSWiA zdecydowanie spadła liczba dawców, coraz mniej jest operacji transplantologicznych. Zdarzają się sytuacje, które jeszcze do niedawna były nie do pomyślenia: rodziny odmawiają zgody na pobranie organów od zmarłych bliskich. Lekarze nie chcą uczestniczyć w określaniu śmierci mózgu, a bez tego nie można pobrać organów od zmarłego. Kryzys dotyka też kardiochirurgii: w krakowskim Instytucie Kardiologii pacjenci nie zgłaszają się na planowe operacje - mimo że w kolejce trzeba czekać kilka miesięcy.
Debata "RZECZPOSPOLITEJ"
RZECZPOSPOLITA (2007-04-14 Autor: SYLWIA SZPARKOWSKA)
DEBATA "RZECZPOSPOLITEJ"
Zatrzymanie lekarza brzemienne w skutki
Pełna emocji dyskusja między lekarzami a ministrami zdrowia i sprawiedliwości miała być próbą rozwiązania kryzysu w polskiej transplantologii. Czy się udało? Na razie Ministerstwo Zdrowia szykuje nowe przepisy w sprawie przeszczepów
Temat budzi ogromne emocje: już na wstępie piątkowej debaty w redakcji "Rz" krajowy konsultant ds. transplantologii prof. Wojciech Rowiński poinformował, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy zmarło dziesięć osób oczekujących na przeszczep serca i sześć na transplantację wątroby. - Do tej pory ci, którym przeszczepiono nerkę, mogli zrezygnować z dializy. A teraz w stacjach dializ brakuje miejsc, bo nerek przeszczepia się bardzo mało - opowiadał Rowiński.
Czy stało się tak dlatego, że spadła liczba przeszczepów? - Nie wiemy tego na pewno. Sytuacja jest dramatyczna, ale takiej prostej zależności wyprowadzać nie można - ripostował minister zdrowia Zbigniew Religa.
600 przeszczepów mniej
Lekarze przyznają zgodnie, że coś się zmienić musi: jeśli obecne tendencje się utrzymają, to w tym roku w Polsce wykonanych będzie 600 przeszczepów mniej niż przed rokiem. I nie mają wątpliwości: -To konsekwencje konferencji prasowej związanej z zatrzymaniem kardiochirurga Mirosława G. Zbieżność terminów jest niewątpliwa, to po niej gwałtownie zmniejszyło się pobieranie organów od zmarłych pacjentów - tłumaczył dr Andrzej Matyja z Naczelnej Rady Lekarskiej.
Chcemy żyć
PRZEGLĄD (2007-04-22 Autor: GRAŻYNA CUDAK, BEATA ZNAMIROWSKA-SOCZAWA)
Chcemy żyć
Dramat tysięcy ludzi czekających na przeszczep
Grażyna Cudak, Beata Znamirowska-Soczawa
W Wielką Sobotę, w przeddzień Wielkanocy, w szpitalu Akademii Medycznej w Warszawie zmarł pacjent oczekujący na przeszczepienie narządu. Nie doczekał się. Życie odebrały mu słowa polityków, rzucone dwa miesiące wcześniej do mikrofonów i kamer telewizji. Niegodne, agresywne, brutalne i obliczone na poklask u gawiedzi.
W lutym br. przy fleszach aparatów fotograficznych i przed kamerami telewizyjnymi, na oczach pacjentów ze szpitala MSWiA w Warszawie wyprowadzono w kajdankach do aresztu znanego kardiochirurga. Minister sprawiedliwości na konferencji prasowej wydał wyrok bez sądu. Kilka tygodni później – w marcu – rozległy się głośne oskarżenia wobec krajowego konsultanta ds. hematologii, prof. Wiesława Jędrzejczaka. Tym razem ton nagonce nadał prorządowy „Dziennik”, zarzucając lekarzowi eksperymenty na pacjentach, choć ten zastosował sprawdzoną już w USA metodę leczenia, a specjalny zespół powołany przez ministra zdrowia oczyścił go z zarzutów. Od tamtego czasu Centrum Organizacyjno-Koordynacyjne ds. Transplantacji Poltransplant w Warszawie odnotowuje w całym kraju spadek wykonywanych przeszczepień narządów. Nie ma dawców. Lekarze wstrzymują się od orzeczeń śmierci mózgu. Chorzy w modlitwach błagają o życie.
Coraz więcej wrogów transplantacji
DZIENNIK WSCHODNI (2007-04-16 Autor: EWA STĘPIEŃ)
Coraz więcej wrogów transplantacji
O połowę mniej przeszczepów niż zwykle przeprowadzili w tym roku lubelscy chirurdzy.
Liczba osób, które nie zgadzają się na oddanie po śmierci narządów dramatycznie wzrosła. To wynik afery transplantologa Mirosława G., oskarżanego o zabójstwo i korupcję.
Źle jest w jedynym, lubelskim ośrodku transplantologicznym. Tylko sześć nerek pobrali w tym roku lekarze od zmarłych dawców. Dwie zawieziono do warszawskich szpitali, cztery wszczepiono pacjentom, których wezwano do Lublina. Po operacji jest Anna Niezgoda z Nasielska. Czuje się dobrze. Jest szczęśliwa, że doczekała się nowej nerki. - Dializowałam się ponad 2 lata - cieszy się, że ta uciążliwość to już przeszłość. - Na nerkę czeka dużo młodych, aktywnych ludzi, którzy chcą żyć. Ta sytuacja z oskarżonym lekarzem i spadkiem liczby przeszczepów jest dla nich bardzo niekorzystna.
Coraz mniej serc
Coraz mniej serc
Barbara Gruszka-Zych
Polscy transplantolodzy biją na alarm. Od początku roku gwałtownie spadła liczba przeszczepów. Oczekującym na nie często nie starczy czasu. Niektórzy umrą.
Na początku kwietnia media obiegł dramatyczny apel transplantologów. Podpisały się pod nim sławy medyczne, lekarze, którzy po raz pierwszy w naszym kraju ratowali ludzkie życie, przeszczepiając serce, płuca, wątrobę, nerki. Dziś są przerażeni, że lata ich pionierskiej przecież pracy zostaną zaprzepaszczone. Dotąd rytmiczny cykl przeszczepiania organów został gwałtownie zaburzony. – W styczniu w całym kraju przeszczepiono 80 nerek, w marcu tylko 30 kilka – wylicza prof. dr hab. Piotr Kaliciński, przewodniczący Krajowej Rady Transplantacyjnej. – W styczniu przeprowadzono 22 przeszczepy wątroby, w marcu – 8. W zeszłym roku odbywało się 8, 9 operacji przeszczepu serca miesięcznie, w tym od 3 do 5. W Klinice Nefrologii Instytutu Pomnika Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie od początku roku nie było ani jednej transplantacji przez pobranie narządów ze zwłok. W zeszłym roku przeprowadzono ich 50. A na przeszczep nerki czeka 100 dzieci.
– W połowie lat 80., kiedy rozpoczynały się w Polsce przeszczepy nerek, czekało się na organy od 4 do 6 lat, ostatnio nasze dzieci oczekiwały przeciętnie 1,5 roku od momentu rozpoczęcia dializoterapii – mówi prof. dr hab. Ryszard Grenda z warszawskiego Instytutu, członek Krajowej Rady Transplantacyjnej. – W przypadku braku dawców wątroby czy serca chory może umrzeć natychmiast. W przypadku przeszczepu nerki nie jest tak dramatycznie, życie można przedłużać dzięki dializom. Ale nie wiecznie.
Skutki jednej afery
Dziś liczba wypadków drogowych czy udarów, które zwykle kwalifikują zmarłych do bycia dawcami, nie zmniejszyła się. Centralny Rejestr Sprzeciwów nie zwiększył się do kilku milionów przeciwnych oddaniu swoich narządów. A jednak drastycznie spadła liczba dawców. Trzeba przyznać, że ten mechanizm uruchomiła nagłośniona przez media afera kardiochirurgiczna w warszawskim szpitalu MSW. – Nie jesteśmy przeciw ukrywaniu zła, ale nie można generalizować i wyrządzać krzywdy całemu środowisku lekarskiemu – ostrzega prof. Kaliciński. – Medycyna to dyscyplina, gdzie zaufanie społeczne do lekarzy powinno być najwyższej rangi – dodaje prof. Grenda. – Podważono je, zarzucając nam nieuczciwość, zainteresowanie materialne, nierzetelność, brak należytej staranności. Te zarzuty mogły dotyczyć jednego, zresztą jeszcze nieosądzonego, przypadku lekarza. Pomówienia o korzyści materialne transplantologów mijają się z prawdą.
Media informowały, że szpital znajdujący dawcę dostaje od Ministerstwa Zdrowia 2 tys. zł. Że lekarze, pobierający narządy mają płacone „od sztuki”. – Szpital, który pobiera narządy od dawcy, musi opłacić opiekę nad ciałem po zgonie, dodatkowe badania, operację pobrania narządów. I tylko za to zwracane są mu koszta według aneksu do umowy z ministerstwem. Jednak pojedyncza wpadka lekarza spowodowała, że ludzie zaczęli mieć wątpliwości. Nie godzą się na pobieranie narządów od bliskich zmarłych, mimo że i tak pójdą one do ziemi albo pieca.
Przewrót?
GAZETA
WYBORCZA (2007-04-18 Autor: ADAM CZERWIŃSKI)
Przewrót Religi położy transplantologię?
Adam Czerwiński, Łódź
Minister zdrowia chce, aby narządy do przeszczepów pobierano tylko od ludzi, którzy za życia wyrazili na to pisemną zgodę.
Ustawa transplantacyjna zakłada, że można pobrać narządy od zmarłego, jeśli za
życia nie wyraził sprzeciwu w rejestrze prowadzonym przez Poltransplant. Po
wypełnieniu odpowiednich procedur (komisyjne stwierdzenie śmierci mózgowej)
można od niego pobierać narządy. W praktyce sytuacja jest bardziej
skomplikowana, bo anestezjolodzy, na których spoczywa ciężar wyszukiwania
dawców, o zgodę na pobranie zawsze pytają rodziny.
Od lutego, kiedy
minister sprawiedliwości oskarżył kardiochirurga-transplantologa o zabójstwo
pacjenta, rodziny coraz częściej protestują, a lekarze coraz niechętniej
decydują o pobraniu narządów. Jak ujawnił w poniedziałek prof. Wojciech
Rowiński, krajowy konsultant ds. transplantologii, w pierwszych dwóch tygodniach
kwietnia odnotowano jedynie osiem pobrań. A przed aferą z doktorem G., w
styczniu, było ich 46!
Pomysł Religi na rozwiązanie problemu jest taki:
jeśli lekarz będzie miał wyraźną deklarację o zgodzie pacjenta na pobranie
narządów, nie będzie już pytał o zgodę rodziny.
Prezent drugiego życia
NEWSWEEK
(2007-04-22 Autor: DOROTA ROMANOWSKA, współpraca Jolanta Gromadzka-Anzelewicz, "Dziennik Bałtycki")
Numer 16/07, strona 64
Prezent drugiego życia
Przeszczepy nie zawsze kończą się sukcesem. Jednak bez ryzykownych decyzji lekarzy chorzy byliby skazani na pewną śmierć.
Umknęli śmierci. Tomasz Wojdyga, bo gdańscy lekarze odważyli się przeszczepić mu serce, mimo że po 205 dobach zewnętrznego wspomagania serca przez sztuczne komory miał niewielkie szanse na udaną transplantację. Kasia Kotów, bo dostała szpik kostny od swojej siostry, choć miała ona inną grupę krwi. Tadeusz Żytkiewicz, który miał umrzeć, bo uznano, że jest za stary na przeszczep. Każda z tych osób została poddana nowatorskiej operacji. Żyją, bo znaleźli się lekarze, którzy nie chcieli bezczynnie czekać na śmierć swoich pacjentów. Bez takich ryzykownych decyzji nie byłoby postępu w medycynie.
Ta zdawałoby się banalna prawda nie dla wszystkich jest jednak oczywista. Potwierdzają to choćby ostatnie wydarzenia. Najpierw postawiono zarzut zabójstwa pacjenta kardiochirurgowi Mirosławowi G. Potem o zastosowanie niesprawdzonej terapii, która doprowadziła do śmierci chorego, oskarżono prof. Wiesława Jędrzejczaka. Obie historie, głośno komentowane w mediach, doprowadziły do strachu pacjentów przed poddawaniem się niebezpiecznym zabiegom, nawet jeśli miałyby być one jedyną szansą uratowania im życia. Rodziny zaś nie zgadzają się na pobranie narządów od ich zmarłych bliskich. Już w marcu, jak wynika z szacunków, liczba przeszczepów zmalała w Polsce o 60 proc., a to oznacza, że wielu chorych jest coraz bliżej śmierci, której mogliby uniknąć.
Tak jak 47-letni Tomasz Wojdyga, który sam mówi, że w prezencie noworocznym otrzymał od lekarzy drugie życie. 29 grudnia 2006 r. zespół kardiochirurgów z Akademii Medycznej w Gdańsku (AMG) przeprowadził pierwszą w Pomorskiem transplantację serca. Lekarze podjęli się jej, mimo że w Polsce nie brakowało sceptyków, którzy szeptali po szpitalnych kątach, że serce dla Gdańska jest sercem straconym. Pacjent był bowiem w bardzo złej kondycji fizycznej. Chorował (prawdopodobnie zaczęło się od grypy) już od wiosny 2006 r.
Do Kliniki Kardiochirurgii AMG trafił w czerwcu z powodu niewydolności mięśnia sercowego. Jego stan pogarszał się z dnia na dzień. Serce wykonywało skurcze coraz wolniej. Kardiochirurdzy zdecydowali się wspomóc jego pracę sztucznymi komorami. Mieli nadzieję, że odciążony mięsień sam się zregeneruje. Tak się jednak nie stało. Pacjent był coraz słabszy. Nieustannie walczył z zakażeniami. Schudł 30 kg. Ginął w oczach. Jedynym ratunkiem dla niego był przeszczep.
Gdańscy kardiochirurdzy starali się przekazać pacjenta na zabieg do jednego z bardziej doświadczonych ośrodków kardiochirurgicznych w Polsce, ale wszędzie im odmówiono. Na sztucznych komorach Tomasz przeżył 205 dni i nocy. Najdłużej ze wszystkich pacjentów w Polsce. - Z medycznego punktu widzenia pan Tomasz po tylu dobach wspomagania serca przez sztuczne komory miał niewielkie szanse na udaną transplantację. Mieliśmy dylemat: zaryzykować czy zrezygnować z walki o jego życie - przyznaje dr Piotr Siondalski. Zaryzykowali. Dostali zgodę na zabieg w Ministerstwie Zdrowia. Operacja się udała. Nowe serce Tomasza pracuje bez zakłóceń. Teraz pacjent jest poddawany rehabilitacji. Uczy się chodzić. Wzmacnia mięśnie. Tomasz Wojdyga może mówić o wyjątkowym szczęściu. Podobnie jak Kasia Kotów, która w wieku 10 lat z przewlekłą (przechodzącą w ostrą) białaczką szpikową trafiła w 1987 r. do warszawskiego szpitala wojskowego. Badania wykazały, że może ją uratować tylko przeszczep szpiku, a szanse jego powodzenia w tej sytuacji wynoszą 25 proc. Na szczęście dziewczynka miała rodzeństwo, uważane za najlepszego dawcę. Ale badania grup krwi ostudziły entuzjazm lekarzy. Okazało się, że siostra chorej nie jest wymarzonym dawcą - dziewczynki mają różne grupy krwi, a wtedy w trakcie przeszczepiania chorej grozi śmierć z powodu wstrząsu poprzetoczeniowego. Lekarze mieli dwa wyjścia: albo czekać na cud, który może uratuje Kasię przed niemal pewną śmiercią, albo zaryzykować (przeszczepów od dawców niezgodnych grupowo nie przeprowadzano wcześniej w Polsce). Zespół prof. Wiesława Jędrzejczaka zdecydował się podjąć wyzwanie. Skorzystali z porad wybitnego brytyjskiego transplantologa prof. Edwarda Gordon-Smitha. Lekarze nie chcieli bowiem patrzeć na powolną śmierć dziewczynki. Błąd zaniechania mógłby jeszcze bardziej męczyć ich sumienie niż przeprowadzenie ryzykownego zabiegu. W styczniu 1987 r. pobrali więc szpik, po czym wszczepili go Kasi. I z niepokojem czekali na wynik. Udało się. Nie doszło do powikłań - najgorsze są infekcje. Chora czuła się dobrze, po kilku tygodniach opuściła szpital.
Od miesięcy żadnego przeszczepu
Od miesięcy żadnego przeszczepu
Sebastian Sotnik wrócił z zagranicy, bo w Polsce miał szansę na przeszczep. Lucja Jelonek od trzech lat czeka na nowe serce. Zastanawiają się, kiedy minie kryzys w transplantologii
Wszyscy, których znam z dializ, chcą nerki. Nie spotkałem osoby, która powiedziałaby, że nie chce przeszczepu - mówi Piotr Lisiowski z Bieździedzy pod Jasłem. Ma32 lata i jest na rencie. To ostatni pacjent, któremu 21 marca przeszczepiono nerkę w Lublinie. Czekał na nią półtora roku. Od tego czasu ani w Lublinie, ani w Białymstoku żadnego organu nie przeszczepiono.
Lekarze się boją
Na wschodzie Polski atmosfera związana z przeszczepami jest szczególnie zła. Lekarzom z Lublina prokuratura zarzuciła, że umyślnie narazili życie pacjentów. Po przeszczepie trzy osoby zachorowały na rzadką odmianę białaczki: 19-letni dawca miał jej ukrytą formę. -Ta odmiana choroby dotyka jedną osobę na pięć milionów. Taki przypadek zdarzył się po raz pierwszy - tłumaczy prof. Wojciech Rowiński, konsultant krajowy ds. transplantologii.
W Białymstoku Wojciech S., lekarz podejrzany przez prokuraturę o zorganizowanie prowokacji wobec swojego szefa, oskarżył kolegów ze szpitala o podawanie pacjentom thiopentalu. Lek miał spowodować ich śmierć i umożliwić pobieranie organów.
Prokuratura wszczęła śledztwo. Choć zarzuty się nie potwierdziły, a komisja powołana przez ministra zdrowia wykluczyła taką możliwość, wyssana z palca afera trafiła do mediów. To nałożyło się na fatalną atmosferę po zatrzymaniu w Warszawie kardiochirurga Mirosława G. -Wszystko stanęło. Lekarze boją się odłączać pacjentów od aparatury, prosić rodziny o zgodę na pobranie organów. Szpitale powiatowe przestały nas już nawet informować o potencjalnych dawcach. Wolą unikać sytuacji, które mogłyby rodzić oskarżenia i problemy -mówi lubelski transplantolog. Wspomina, że jeszcze rok temu zdarzało się, że przez trzy - cztery doby był w pracy, bo pobierał organy do przeszczepu. - Teraz cisza i spokój. Po dyżurzewracam do domu, rodzina jest zadowolona. Tylko pacjentów mi żal -dodaje.
Czy zgodzicie się państwo na pobranie narządów?
Czy zgodzicie się państwo na pobranie narządów?
Akademia Medyczna w Warszawie rozpoczęła kształcenie koordynatorów ds. pobierania i przeszczepiania narządów. Ministerstwo Zdrowia chce, żeby docelowo w każdym szpitalu w Polsce była co najmniej jedna taka osoba.
Podyplomowe studia, które trwają jeden semestr, rozpoczęło 30 osób. Są wśród nich lekarze i pielęgniarki ze szpitali, w których nie ma klinik transplantologii. Wszyscy pracują na oddziałach intensywnej opieki medycznej, anestezjologii, neurochirurgii, neurologii albo chirurgii.
- Nasi słuchacze, którzy na co dzień nie mają kontaktu z transplantologią, uczą się, że kiedy walka o pacjenta jest już przegrana, jeszcze mogą coś zrobić dla innych chorych. Że narządy pacjenta, który odchodzi, mogą posłużyć do uratowania życia drugiemu człowiekowi - mówi prof. Wojciech Rowiński, krajowy konsultant w dziedzinie transplantologii.
Nie zawsze jest to możliwe z powodów czysto medycznych. Są choroby, które pobranie narządów wykluczają. Dawcami nie mogą być chorzy na raka i choroby zakaźne czy obciążeni chorobami genetycznymi.
- Teraz, jeśli na oddziałach są potencjalni dawcy, nie wszystkie okazje są wykorzystywane, właśnie dlatego że brakuje koordynatorów - mówi prof. Zbigniew Włodarczyk, kierownik kliniki transplantologii w Collegium Medicum w Bydgoszczy.
Lekarz nie ma większych problemów ze stwierdzeniem, że nastąpiła śmierć mózgu. Sprawdza po kolei, czy źrenica pacjenta reaguje na światło, czy występują odruchy wymiotne i kaszlowe po podrażnieniu gardła i tchawicy, odruchy bólowe, np. po ucisku płytki paznokciowej w okolicy wzrostowej. Na koniec anestezjolog wykonuje tzw. próbę kaloryczną, która polega na polaniu błony bębenkowej w uchu lodowatą wodą i sprawdzeniu, czy nie wywołuje to oczopląsu. Jeśli pacjent nie reaguje, komisja lekarska stwierdza śmierć mózgową.
Czytaj więcej: Czy zgodzicie się państwo na pobranie narządów?
Skutki uboczne
Skutki uboczne
Będzie dramat. To pierwsza myśl, jaka przeszła przez głowę prof. Januszowi Wałaszewskiemu, szefowi Poltransplantu, gdy usłyszał ministra Zbigniewa Ziobrę na słynnej konferencji prasowej w połowie lutego. Oskarżenia pod adresem kardiochirurga, doktora G. z warszawskiego szpitala MSWiA, w tym największe – o umyślne dopuszczenie do śmierci pacjenta, rzuciły cień na całą polską transplantologię. Z napływających z całego kraju do Poltransplantu comiesięcznych raportów wynika, że liczba transplantacji spadła o ponad 60 proc. Prof. Janusz Wałaszewski nie jest tym zdziwiony. Raczej zmartwiony, może nawet załamany, bo 10 lat mozolnego budowania dobrej atmosfery wokół przeszczepów zostało zniweczone jednym nieostrożnym oskarżeniem. – Zarzut korupcji i sugerowanie zabójstwa w powiązaniu z przeszczepianiem narządów wzbudzają oczywistą niechęć do tej metody leczenia, bo kto chce się leczyć w kryminale – retorycznie pyta profesor.
Sytuację zaogniły dodatkowo dwie publikacje z przełomu marca i kwietnia w „Gazecie Polskiej” o nieprawidłowościach w białostockim szpitalu klinicznym. „Nerka na zamówienie”, „Łowcy narządów” – takie tytuły nie przechodzą dzisiaj bez echa.
– „Gazety Polskiej” nie czyta zbyt wiele osób, ale tego dnia jej
wstrząsające tytuły cytowały wszystkie telewizyjne dzienniki. To wystarczyło, by
podkopać zaufanie do naszej specjalności i spłoszyć ludzi – mówi prof.
Wojciech Rowiński, krajowy konsultant w dziedzinie transplantologii. Już
następnego dnia po opublikowaniu przez „Gazetę Polską” wstrząsających doniesień
nasz rozmówca pracował w komisji, która sprawdzała prawdziwość oskarżeń
wysuniętych pod adresem lekarzy posądzonych o uśmiercanie pacjentów lekiem
thiopental, by zdobyć ich narządy. Na podstawie otrzymanych z prokuratury
dokumentów nie dopatrzono się żadnych uchybień przy orzekaniu śmierci mózgowej.
Stosowne procedury były nawet bardziej rygorystyczne, niż przewiduje prawo.
Polak boi się przeszczepów
Polak boi się przeszczepów
Najnowszy sondaż Ipsos potwierdza, że spektakularne zatrzymanie warszawskiego kardiochirurga, śledztwa CBA i prokuratury w sprawie domniemanych nieprawidłowości w transplantologii i sugestie niektórych mediów, że przy przeszczepach dochodzi do nadużyć.
Nagonka prasowa zabija chorych
Rozpętanie przez część mediów lawiny kłamliwych oskarżeń przeciwko lekarzom transplantologom sprawiło, że w szpitalach umierają dziś ludzie, którzy nie doczekali się na dawców narządów do przeszczepienia
Od ponad dwóch miesięcy jesteśmy świadkami bezprecedensowej nagonki na polską transplantologię. Nagonki pełnej pomówień, niesprawdzonych informacji i nieuzasadnionych zarzutów opartych często na donosach osób, które załatwiają swe osobiste interesy czy "małe zemsty" za niepowodzenia zawodowe. Nagonkę podsycają niektóre żądne sensacji tygodniki. Towarzyszą jej nieodpowiedzialne wypowiedzi i działania polityków.
Śmiertelna kolejka
GAZETA WYBORCZA (2007-05-08 Autor: SŁAWOMIR ZAGÓRSKI)
Śmiertelna kolejka
Sławomir Zagórski
W kwietniu w Polsce wykonano 9 przeszczepów wątroby. O 13 mniej niż w styczniu. Przez ten czas kolejka oczekujących na zabieg wydłużyła się ze 141 do 182 osób. Są wśród nich Andrzej, Maciej i Tomasz.
Andrzej Zawadzki, lat 20
Najmłodszy z tego grona. Nie wiadomo dokładnie, jak i kiedy
zakaził się wirusami zapalenia wątroby typu B i C (HBV i HCV).
Najprawdopodobniej stało się to za jednym zamachem w szpitalu, gdzie trafił z
zapaleniem płuc jako czterolatek.
Zakażenie wyszło na jaw, kiedy miał
sześć lat. Lekarze zapewniali go, że nie musi chorować. Że może nosić w sobie
wirusy i czuć się całkiem dobrze. I przez ponad dziesięć lat tak rzeczywiście
było. Potem jednak nastąpiło wyraźne pogorszenie. Wirusy uaktywniły się i
zaczęły niszczyć wątrobę. W efekcie w brzuchu zaczęła gromadzić się woda.
Pojawiły się obrzęki nóg, gorączka.
- Dosłownie co kilka tygodni
lądowałem w Szpitalu Zakaźnym w Warszawie. W ciągu dwóch lat zaliczyłem dziewięć
wizyt. Lekarze w końcu oświadczyli, że jedyne, co może mi pomóc, to przeszczep -
opowiadał mi niedawno Andrzej.
Na zabieg zakwalifikowano go w
listopadzie 2006 r., na liście oczekujących na wątrobę znalazł się trzy miesiące
później.
Andrzej wczoraj znów poczuł się gorzej i trafił do Szpitala
Zakaźnego. Jest też częstym gościem w klinice, gdzie ma mieć operację. Łyka
karnie leki hamujące namnażanie wirusa HBV (jeden z nich, nierefundowany,
finansuje mu rodzina za - bagatela - 2559 zł miesięcznie).
Od czasu do
czasu ma psychicznego doła, ale stara się trzymać fason i wierzy, że wkrótce
doczeka się przeszczepu i będzie mógł normalnie żyć, a przede wszystkim wrócić
na studia. - Bo jak dotąd nastudiowałem się całe dwa tygodnie - martwi
się.
Lekarze nie informują go, ile czasu będzie czekać na zdrowy organ i
jak długo może czekać. Tego zresztą nie wie nikt, bo każdy pacjent jest inny i
każdy choruje inaczej.
Dramat z przeszczepami
Nasze ciała po śmierci mogą pozwolić przeżyć wielu chorym ludziom
Dramat z przeszczepami
Tysiące ludzi w Polsce czekają na ratujące życie przeszczepy organów. Wielu z nich, niestety, nie doczeka zbawiennego zabiegu. Organów do przeszczepów jest zbyt mało w stosunku do potrzeb, w dodatku pokutuje przekonanie, że ciało po śmierci jest święte i nienaruszalne. Tymczasem często nie zdajemy sobie sprawy, że po gwałtownym zgonie możemy uratować życie nawet kilku osobom. Super Nowości włączają się do zainicjowanej przez stowarzyszenie ''Życie po przeszczepie'' kampanii promującej transplantologię.
- Wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby polskie społeczeństwo miało inną świadomość. Np. w Hiszpanii czy krajach skandynawskich każdy człowiek umierający gwałtowną śmiercią jest naturalnym dawcą, zaś procedury prawne są wtedy maksymalnie uproszczone. Gdyby podobnie było w Polsce, nie mielibyśmy problemu z brakiem organów do przeszczepu - mówi Krzysztof Pijarowski, prezes stowarzyszenia ''Życie po przeszczepie''.
Życie zaczyna się po przeszczepie
GŁOS SZCZECIŃSKI (2007-05-11 Autor: ANNA MISZCZYK)
Życie zaczyna się po przeszczepie
Odejście młodego człowieka to dla rodziny ból. Kiedy jednak jego organy trafią do ziemi, nikomu to nie pomoże - mówi 23-letnia Magdalena Gajewska.
- A tak, jakaś cząstka chłopca, który podarował mi nerkę, będzie żyła we mnie. Czuję, że teraz muszę żyć za nas dwoje - dodaje.
Magda Gajewska jest po prostu nieludzko szczęśliwa. Już prawie nie pamięta o bólu, który długo towarzyszył jej od przeszczepu nerki. Transplantacji zupełnie się nie spodziewała. Do szpitala trafiła, żeby rozpocząć dializoterapię.
- Dla młodej osoby dializa to nie jest życie - mówi 23-latka.- Trzeba być w szpitalu trzy razy w tygodniu. Jedna dializa trwa przeciętnie cztery godziny.
Pacjentom ze Świnoujścia, którzy dojeżdżają do Kliniki Nefrologii i Transplantologii na Pomorzanach, może to zająć nawet ponad 10 godzin. Wstają o godz. 3.30. W domu są po godz. 14. Wielu chorych dializuje się latami.
- Rekord Polski wynosi 34 lata. Taki pacjent miał ponad pięć tysięcy dializ, czyli ponad 10 tysięcy wkłuć - mówi prof. Kazimierz Ciechanowski, szef szczecińskiej kliniki. - Dializy to ciężkie przeżycie dla naszych pacjentów, dlatego zatrudniliśmy dwóch psychologów klinicznych, którzy się nimi zajmują. Pamiętajmy jednak, że dzięki dializie ci ludzie żyją. Radzimy więc chorym, by traktowali to jako obowiązek, pracę na pół etatu.
W kolejce po narządy
W kolejce po narządy
Śmierć może oznaczać życie? Tak! Dla setek oczekujących na transplantację nerki, wątroby, serca, trzustki czy płuca odejście KOGOŚ jest początkiem życia.
Prawie 1700 ciężko chorych czeka na organy. Od początku roku na liście biorców przybyło 128 pacjentów. Ilu zmarło?
W tym roku "drugie życie" dostało tylko 266 pacjentów. Piszemy "tylko", wszak od stycznia do końca kwietnia, w krajowych ośrodkach transplantacyjnych przeszczepiono o połowę mniej narządów niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Z danych Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego ds. Transplantacji "Poltransplant" wynika, że w styczniu przeszczepiono 102 narządy, w kwietniu zaledwie 45.
Teraz na nowy organ czeka 1693 pacjentów cierpiących na ciężką niewydolność nerek, wątroby, serca, trzustki czy płuc; najwięcej - bo 1217 - figuruje na liście biorców nerki. Bez nowego serca szans na dalsze życie nie mają 243 osoby!
Nie ma miejsca na przekręty
Nie ma miejsca na przekręty
Ciągle maleje liczba dawców narządów. W ubiegłym miesiącu było ich zaledwie 18. Równocześnie wydłuża się lista oczekujących na przeszczep. Jakie są kryteria podziału narządów pomiędzy potrzebujących? Wybitni eksperci dyskutowali wczoraj o tym w redakcji Życia Warszawy.
Oddaj po śmierci swoje organy
Liczba przeszczepów w Polsce dramatycznie spada. Jedna z propozycji na zmianę tej sytuacji to przekonanie ludzi do popierania transplantacji. Właśnie dlatego na KUL organizowana jest debata o oddawaniu narządów.
Wśród gości być może pojawi się prof. Wojciech Rowiński, prezes Polskiego Towarzystwa Transplantologicznego.
Swoją obecność natomiast potwierdzili już: dr Stefan Pechciński z Ministerstwa Zdrowia, dr n. med. Jacek Bicki (SPSK nr 4 w Lublinie), Katarzyna Dragović (Szkoła Mistrzów Reklamy) oraz Daniel Lenart ("Gazeta Wyborcza").
Dyskusja o transplantacji odbędzie się we wtorek 22 maja, o godz.15, w nowym gmachu KUL, w sali 1031. Będzie towarzyszyła jej wystawa prac studentów Szkoły Mistrzów Reklamy i Minneapolis College of Art and Design, które podejmują tematykę przeszczepów.
Jak przywrócić zaufanie do transplantacji
OPINIE: Jak przywrócić zaufanie do transplantacji
Niska wiedza o przeszczepach narządów i sprzeciwy rodzin na ich pobranie powodują, że czas na operacje wydłuża się. – Ta tendencja – zdaniem dr. Stefana Piechcińskiego z Ministerstwa Zdrowia, nasila się od lutego tego roku. – Nie ma to związku ze sprawą dr. Mirosława G. ze szpitala MSWiA w Warszawie i oskarżeniami min. Ziobry, choć takie wypowiedzi podważyły zaufanie społeczne do środowiska lekarskiego.
– Obecnie
lekarze ostrożniej podchodzą do orzekania o śmierci mózgowej jako warunku
pobrania narządów. Potrafią się 10 razy zastanowić, nim podejmą decyzję. Kiedyś
im było łatwiej. Teraz obawiają się, że mogą z tego wyniknąć konsekwencje.
Natomiast w Polsce absolutnie nie było przypadków handlu organami, czemu
przeciwdziała rygorystyczna procedura – zapewnia dr Piechciński, który w
ministerstwie zajmuje się transplantologią.
Mniej przeszczepów, tłok w stacjach dializ
GAZETA WYBORCZA - WARSZAWA (2007-05-24 Autor: AGNIESZKA POCHRZĘST)
Mniej przeszczepów, tłok w stacjach dializ
Agnieszka Pochrzęst
Liczba przeszczepów spadła tak dramatycznie, że w Warszawie brakuje już miejsc do dializ dla czekających na nową nerkę. Od środy na Dworcu Centralnym można oglądać wystawę, która ma zachęcić do oddawania organów po śmierci
Rocznie w Polsce przeszczepiało się ok. 1 tys. nerek. Dzięki temu skracała się kolejka pacjentów w stacjach dializ. Teraz jest w nich tłok, bo spadła liczba transplantacji. Do kwietnia przeszczepiono ok. 200 nerek. Prof. Magdalena Durlik, mazowiecki konsultant ds. nefrologii, podkreśla, że sytuacja w Warszawie jest dramatyczna. Szpitale włączają aparaty starszego typu, żeby tylko zapewnić miejsce 1400 potrzebującym z całego województwa. - W mojej klinice przy ul. Lindleya dializujemy chorych już na cztery zmiany - mówi prof. Durlik. - W nocy do sztucznej nerki podłączamy chorych ze szpitali, w dzień przyjmujemy pacjentów, którzy do nas dojeżdżają.
Na dializy szpitale potrzebują też więcej pieniędzy, bo powoli wyczerpują się kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia.
Magda Pietrak czeka na przeszczep nerki. Trzy razy w tygodniu przyjeżdża na cztery godziny do stacji dializ przy ul. Nowogrodzkiej Fot. Anna Bedyńska/AG
Było już dla mnie serce
Było już dla mnie serce
O spadku liczby przeszczepów transplantolodzy alarmowali już w raporcie za 2005 rok. Następny był jeszcze gorszy – liczba wszystkich przeszczepów serca spadła aż o 164. Od grudnia 2006 r. rozmawialiśmy z lekarzami, pacjentami, urzędnikami. Szukaliśmy odpowiedzi na pytanie o przyczyny kryzysu. Znaleźliśmy ludzi, którzy chcą zmian.
Helena Zakliczyńska, młoda internistka, zaangażowana, walcząca o przeszczepy: – Na serce każdy może zachorować, wystarczy zwykła grypa. Mogę to być ja, może to być ktoś mi bliski. Chcę wierzyć, że anestezjolog w jakimś szpitalu nie przejdzie obojętnie obok potencjalnego dawcy, ale zrobi wszystko, by ktoś umierający dostał serce. Dziś takiej pewności nie mam.
Dawcy w gorszym stanie
Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu zapisało się w historii polskiej medycyny w październiku 1985 r. Do kliniki, którą kierował wtedy doc. Zbigniew Religa, trafił rolnik z niewydolnym sercem, prawie nie przepompowującym już krwi. Był idealnym biorcą. Jednak 20 lat temu nie istniała instytucja, która prowadziłaby rejestr biorców i zbierała informacje o potencjalnych dawcach. Religa był sam:
– Obdzwoniłem zaprzyjaźnionych lekarzy i oddziały intensywnej terapii. W końcu, w jednym z warszawskich szpitali znalazłem młodego mężczyznę po wypadku. Mózg miał uszkodzony, ale serce wciąż biło. Pojechałem tam spotkać się z matką. „Pani syn nie żyje. Potrzebuję jego serca" – powiedziałem bez ogródek. „Mój syn by tego chciał" – usłyszałem.
Szpital w Zabrzu jest dziś jednym z czterech ośrodków w Polsce, gdzie robi się przeszczepy serca. Sześć lat temu prof. Marian Zembala, dyrektor szpitala, cieszył się:
– Przeszczepiamy blisko 60 serc rocznie, ponad jedno co tydzień. Na przeszczep czekają 163 osoby, dwie trzecie z nich ma szansę dostać nowe serce. To dobrze, bo jeszcze dziesięć lat temu aż 60 proc. czekających umierało, nie doczekawszy dawcy. Teraz umiera najwyżej 20 proc.
Ludzka chimera
Ludzka chimera
Transplantologia – życie przepisane na kilka osób. Z prof. Lechem Cierpką, chirurgiem-transplantologiem, rozmawia Anna Mateja
ANNA MATEJA: – Ile operacji ma Pan już dziś za sobą?
LECH CIERPKA: – Trzy. Zrobiłem bypass, dzięki któremu zlikwidowałem niedokrwienie nogi, udrożniłem tętnicę szyjną, przez co mózg chorego wreszcie ma szansę być dotleniony, amputowałem zajętą rakiem pierś.
– Ani jednego przeszczepu?
– Tak się złożyło, ale faktem jest, że w pierwszym kwartale 2007 r. liczba pobrań narządów drastycznie zmalała. Do tej pory przeszczepiliśmy kilkanaście nerek, rok temu o tej porze było ich już około 30; „zrobiliśmy" tylko dwie wątroby, jedną trzustkę z nerką. Wiosną ubiegłego roku powoli zbliżaliśmy się do wykonania połowy kontraktu z Ministerstwem Zdrowia na transplantację narządów unaczynionych, teraz daleko nam jeszcze do takiego stanu.
Do piachu
– Ludzie nie godzą się na pobranie narządów od bliskiego, bo po zatrzymaniu doktora Mirosława G. nabrali podejrzeń, że nawet uznani lekarze „biorą", a efekty ich leczenia mogą stać się podstawą aktu oskarżenia?
– Liczba zgłoszeń w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów (to lista osób, które nie zgadzają się na oddanie swoich organów po śmierci) nie wzrosła na tyle, by rzutować na liczbę pobrań – ale jest ona wykładnikiem zachowań społecznych. To, jak rodzina zareaguje na pytanie o możliwość pobrania organów od zmarłego krewnego, nadal w dużej mierze zależy od rozmowy z lekarzem. Sposób zatrzymania kardiochirurga ze szpitala MSWiA odbił się jednak rykoszetem na anestezjologach prowadzących zmarłych, potencjalnych dawców narządów. W komentarzach medialnych, m.in. polityków, dało się przecież wyczuć podejrzenie, że lekarze zajmują się chorymi niewprawnie, że może pobierając organy do przeszczepów łamią prawo albo nadużywają zaufania rodziny zmarłego.
W takiej sytuacji lekarze, obawiając się podejrzeń, ani nie przygotowują ciał zmarłych na pobranie organów, ani nie informują rodzin o takiej możliwości pomocy innym. Nie jesteśmy jakąś szczególnie strachliwą grupą zawodową, ale jeśli przypomnieć atmosferę, jaka wytworzyła się po aferze „łowców skór", czy powszechne przekonanie, że jedną z najbardziej skorumpowanych sfer jest służba zdrowia, chyba łatwo te obawy zrozumieć. Dodajmy do tego ostatnio nagłośnione w mediach afery, albo oparte na nieprawdziwych informacjach, albo źle lub błędnie przedstawione: przeszczepienie nerki z rakiem czy białaczką, podawanie chorym thiopentalu, by móc pobrać narządy. Po co się więc starać? Przecież ciało zmarłego, z którego chce się pobrać organy, wymaga takiej opieki, jaką otacza się ciężko chorego: trzeba utrzymać krążenie, oddychanie za pomocą respiratora, podawać płyny, leki. Anestezjolodzy otrzymują potem za to jakieś groszowe dodatki. Także dyrektorzy szpitali, ze względu na małą opłacalność, nie są zainteresowani pobraniami, nie powołują koordynatorów szpitalnych ds. transplantacji. Naprawdę, w przekonaniu wielu, lepiej nie robić nic. A ponieważ i bez afer wielu lekarzy nic nie robi, by pozyskać organy do przeszczepu, liczba pozyskiwanych dawców jest w Polsce skandalicznie niska w porównaniu z innymi krajami europejskimi.
– Może stoją też za tym problemy etyczne?
Pacjenci coraz dłużej czekają na nowe życie
Pacjenci coraz dłużej czekają na nowe życie
Przedłuża się kryzys w transplantologii. Coraz mniej jest przeszczepów, coraz więcej ludzi czeka na narządy, które uchronią ich od śmierci
Żadne apele nie przyniosły na razie rezultatu. - Kryzys się utrzymuje. Przez półtora miesiąca mój zespół nie wykonał żadnej transplantacji. Trzy rodziny odmówiły nam zgody na pobranie narządów od ich zmarłych bliskich - mówi prof. Dariusz Patrzałek, koordynator Poltransplantu na Dolnym Śląsku.
Życie na walizkach
Chorzy są coraz bardziej wystraszeni: - Z każdym dniem nasze szanse na przeszczep maleją - opowiada Adriana Szklarz z Kłodawy koło Gorzowa Wielkopolskiego. Na serce czeka od 2002 r., z krótką przerwą, gdy stan jej zdrowia lekko się poprawił. - Mam nadzieję, że doczekam do operacji w domu. Największym dramatem byłoby, gdyby mój stan pogorszył się na tyle, że trafiłabym do szpitala. Wtedy o życiu decydują minuty i godziny, a nie dni i miesiące - dodaje.
58-letnia Łucja Jelonek od trzech lat żyje na walizkach, w każdej chwili jest gotowa, by wyjechać na operację.
- Ja także mam walizkę przygotowaną na wyjazd do szpitala, ostatnio nawet żartowałam, że trzeba z niej wycierać kurz - przyznaje Adriana Szklarz. - Staram się o chorobie nie myśleć, żyć w miarę normalnie. Ostatnio pozwoliłam sobie na wyjazd z rodziną nad morze, ale marzę o górach, powrocie do pracy, które są w tej chwili dla mnie zakazane. Boję się lata, bo bardzo źle znoszę upały.
34-letnia Adriana Szklarz czeka na przeszczep serca. Na zdjęciu z synkiem Maciejem i mężem Mariuszem
Wypełnienie deklaracji może uratować życie człowieka
RZECZPOSPOLITA (2007-05-29 Autor: SYLWIA SZPARKOWSKA)
Wypełnienie deklaracji może uratować życie człowieka
Poparcie dla przeszczepów.
Sondaż GfK Polonia przeprowadzony 23 maja na 500-osobowej grupie Polaków |
- Jeśli dzięki tej akcji uda się uratować choć jedno życie, to należy ją popierać. Apeluję do wszystkich, żeby się do niej przyłączyli - mówi Maria Kaczyńska, żona prezydenta Polski.
Od początku inicjatywę zbierania podpisów popiera metropolita diecezji gorzowsko-zielonogórskiej bp Adam Dyczkowski. - Obowiązkiem chrześcijanina jest ratowanie życia - przypomina. W zeszłym roku do wszystkich wiernych ze swojej diecezji napisał list, w którym przypomniał, że oddanie narządu po śmierci w celu ratowania drugiego człowieka jest aktem najwyższej miłości.
Idea pomocy bliźniemu
-Taka postawa wynika zarówno z myślenia chrześcijańskiego, jak i oświeceniowego -dodaje Magdalena Środa, która podpisała deklarację, że zgodziłaby się na pobranie swoich narządów. - W to myślenie jest głęboko wpisana idea pomocy bliźniemu, szczególnie wtedy, gdy ten znalazł się w sytuacji granicznej.
Deklaracja - tak dla przeszczepów
|
Czytaj więcej: Wypełnienie deklaracji może uratować życie człowieka
Pobieram serce i lecę
Pobieram serce i lecę
Rozmawiał Sławomir Zagórski
Rozmowa z dr. Adamem Parulskim kardiochirurgiem z Instytutu Kardiologii w Aninie |
Fot. Bartosz Bobkowski / AG |
SŁAWOMIR ZAGÓRSKI: Ile przeszczepił Pan serc?
DR ADAM PARULSKI: Żadnego. Widzi pan, ja zwykle bywam w drugim zespole kardiochirurgów. Tym, który jedzie do szpitala, gdzie ktoś właśnie umarł. Pobieram serca ze zwłok.
Nie wolałby Pan wszczepiać serc?
To wyższa szkoła jazdy, to robią bardziej doświadczeni ode mnie. Ale również na chirurgu pobierającym serce spoczywa duża odpowiedzialność. Jeśli on popełni błąd, całe przedsięwzięcie może zawieść.
A w czym może się pomylić?
Na przykład źle ocenić jakość narządu. Jeśli uzna, że serce się nadaje, a tak nie jest, chory po przeszczepie umrze. Pobieranie narządów jest obciążającym zajęciem. Wszystko trzeba robić w tempie. Od momentu pobrania serca do chwili, kiedy zacznie ono bić w piersi biorcy, nie może upłynąć więcej niż cztery godziny. Im mniej czasu, tym lepiej.
Bardzo obciążające jest także to, że zmarły na oko wygląda identycznie jak pacjent czekający gdzieś, winnej klinice, na zdrowe serce. Oplątany siecią rurek, wokół kolorowe monitory, krzątający się personel. I teraz trzeba go odłączyć, przewieźć na salę operacyjną, otworzyć klatkę piersiową i wyjąć serce. Trudno się do tego przyzwyczaić. Do dziś pamiętam wszystkich moich 60 dawców, od których pobierałem serce.
Chodzę właśnie na kurs dla koordynatorów przeszczepów i psycholog mówiła, że lekarzy chętnych do pobierania narządów znaleźć jest najtrudniej.
Podkategorie
Varia 1
Polska 1
Przekrój 1
Reuters 1
Nowiny 3
metro 3
Trybuna 1
Przegląd 1
Newsweek 2
Polityka 3
Strona 1 z 4
- start
- Poprzedni artykuł 1 2 3 4
- Następny artykuł
- koniec