Logo Rzeczpospolita
 
 

Od miesięcy żadnego przeszczepu


Sebastian Sotnik wrócił z zagranicy, bo w Polsce miał szansę na przeszczep. Lucja Jelonek od trzech lat czeka na nowe serce. Zastanawiają się, kiedy minie kryzys w transplantologii

 Od trzech lat nie wyjeżdżam z Krakowa, bo może będzie dla mnie nowe serce mówi Lucja Jelonek BARTOSZ SIEDLIK
 

Wszyscy, których znam z dializ, chcą nerki. Nie spotkałem osoby, która powiedziałaby, że nie chce przeszczepu - mówi Piotr Lisiowski z Bieździedzy pod Jasłem. Ma32 lata i jest na rencie. To ostatni pacjent, któremu 21 marca przeszczepiono nerkę w Lublinie. Czekał na nią półtora roku. Od tego czasu ani w Lublinie, ani w Białymstoku żadnego organu nie przeszczepiono.

Lekarze się boją

Na wschodzie Polski atmosfera związana z przeszczepami jest szczególnie zła. Lekarzom z Lublina prokuratura zarzuciła, że umyślnie narazili życie pacjentów. Po przeszczepie trzy osoby zachorowały na rzadką odmianę białaczki: 19-letni dawca miał jej ukrytą formę. -Ta odmiana choroby dotyka jedną osobę na pięć milionów. Taki przypadek zdarzył się po raz pierwszy - tłumaczy prof. Wojciech Rowiński, konsultant krajowy ds. transplantologii.

W Białymstoku Wojciech S., lekarz podejrzany przez prokuraturę o zorganizowanie prowokacji wobec swojego szefa, oskarżył kolegów ze szpitala o podawanie pacjentom thiopentalu. Lek miał spowodować ich śmierć i umożliwić pobieranie organów.

Prokuratura wszczęła śledztwo. Choć zarzuty się nie potwierdziły, a komisja powołana przez ministra zdrowia wykluczyła taką możliwość, wyssana z palca afera trafiła do mediów. To nałożyło się na fatalną atmosferę po zatrzymaniu w Warszawie kardiochirurga Mirosława G. -Wszystko stanęło. Lekarze boją się odłączać pacjentów od aparatury, prosić rodziny o zgodę na pobranie organów. Szpitale powiatowe przestały nas już nawet informować o potencjalnych dawcach. Wolą unikać sytuacji, które mogłyby rodzić oskarżenia i problemy -mówi lubelski transplantolog. Wspomina, że jeszcze rok temu zdarzało się, że przez trzy - cztery doby był w pracy, bo pobierał organy do przeszczepu. - Teraz cisza i spokój. Po dyżurzewracam do domu, rodzina jest zadowolona. Tylko pacjentów mi żal -dodaje.

 
 

Żyję z dnia na dzień

Sebastian Sotnik z Białegostoku o swojej chorobie dowiedział się w Belgii, gdzie uczył się i pracował. Był ubezpieczony i tam rozpoczął dializy. Wrócił do Polski, by tu czekać na nerkę, bo w Belgii - bez prawa pobytu i obywatelstwa - nie miał na nią szans. -Mam 24 lata. Nie pracuję, żyję z dnia na dzień, tracę siły. Przeszczep to dla mnie narodzenie się na nowo -twierdzi Sebastian.

Choroba nerek powoduje utratę wapnia w kościach. - Boję się, że jak poczekam jeszcze rok, mogę już się nie nadawać do przeszczepu - mówi.

Trzy lata ze spakowaną torbą

Na walizkach żyje Lucja Jelonek z Krakowa. - Im dłużej czekam, tym bardziej się boję - przyznaje. Ma 58 lat, czeka na przeszczep serca. Bierze zastrzyki na rozrzedzenie krwi, by w każdym momencie być gotową do operacji. - Mam pod ręką torbę z rzeczami do szpitala. Nie ruszam się bez komórki. Od trzech lat nie wyjeżdżam z Krakowa, bo może będzie dla mnie nowe serce - mówi. Zachorowała w 1990 roku. Trzy miesiące po porodzie dostała zawału serca. Po pięciu latach jej stan się pogorszył: niemal co tydzień zabierało ją pogotowie. Sześć lat temu wszczepiono jej sztuczną zastawkę. - Odżyłam, mogłam w miarę normalnie funkcjonować. Ale potem zachorowałam na grypę, dostałam zapalenia mięśnia sercowego - wspomina. Po badaniach w szpitalu Jana Pawła II lekarze orzekli: jej serce jest tak uszkodzone, że nadaje się tylko do przeszczepu. Trzy lata temu została wpisana na listę oczekujących. -Lekarze powiedzieli mi, że nie powinno być większych problemów z dopasowanie dla mnie serca, bo jestem szczupła. Mój dawca musi być o 20 procent cięższy ode mnie -wzdycha Lucja Jelonek.

Ma zawroty głowy, traci równowagę. Lekarze tłumaczą, że nikt nie wie, kiedy może dojść do nagłego pogorszenia jej stanu zdrowia. -To może nastąpić nagle, przyjdzie paraliż i nie będzie już szans na przeszczep -obawia się pani Lucja. To tym trudniejsze, że 18-letnią córkę wychowuje samotnie. -Czekanie niszczy nerwy, żyję w coraz większym stresie. Znam jednak ludzi, którzy czekają na przeszczep jeszcze dłużej -mówi.

Jestem dumny z moich przyjaciół

- Znam chłopaka w moim wieku, który dializował się 14 lat. Lekarze mówili, że jest "nieprzeszczepialny". Nagle telefon - jest dawca. Przeszczep się udał, człowiek żyje normalnie, jest szczęśliwy. Myślę, że mnie też się kiedyś uda -mówi Mirosław Charkiewicz z Białegostoku. Ma 31 lat. Był kierowcą, jeździł po świecie. Musiał zrezygnować. Jest dializowany co dwa dni.

Z internetowego forum Nieśmiertelni.pl dostał formularze oświadczenia zgody na pobranie organów. Jego przyjaciele wypełnili druk. - Przy mnie wkładali go do swoich dokumentów. Ponad 20 osób. Jestem z nich dumny, odbierałem to jako gest solidarności ze mną i takimi jak ja - mówi Mirek. Nie rozumie ludzi, którzy nie godzą się, by ich bliscy zostali dawcami. - Przecież im organy nie są już potrzebne. Dla nas to nowe życie - mówi. I chociaż w Białymstoku od dwóch miesięcy żadnych przeszczepów nie ma, wierzy, że właśnie jemu się uda. Tak, jak Piotrowi Lisiowskiemu. - Mam nową nerkę. Gdy wyjdę ze szpitala, zacznę nowe życie -zapowiada Lisiowski.

SYLWIA SZPARKOWSKA, Elżbieta Południk, Jerzy Sadecki