Spis treści

Co zrobiłeś dla bliźniego

 

Zanim w 1996 r. zaczęła w Polsce obowiązywać ustawa o przeszczepianiu narządów, transplantolodzy tworzyli zręby swojej – uważanej do dzisiaj za nowatorską – dziedziny już od 30 lat (pierwsza transplantacja nerki odbyła się w Warszawie w 1966 r.). Czuliśmy się niekomfortowo – to najczęściej powtarzane wspomnienia lekarzy z tamtego okresu, kiedy nie było żadnego prawa sankcjonującego ich działalność. Pobranie nerek od osób zmarłych traktowano jako wstępny etap badania sekcyjnego, a wykonujących te zabiegi chirurgów nawet koledzy z innych klinik nazywali złośliwie brygadą sępów.

Śmierć bliskich jest najbardziej traumatycznym przeżyciem, a skomplikowanej definicji śmierci mózgowej – której rozpoznanie stanowi podstawę do stwierdzenia zgonu i umożliwia pobranie narządów – większość nie potrafi zaakceptować (mózg nie funkcjonuje, nie ma reakcji źrenic na światło, ale serce bije!).

Być może wszystkie kampanie społeczne, namawiające ludzi do zgody na oddawanie swych narządów po śmierci – organizowane pod hasłami „Podziel się życiem”, „Nie wszystko można kupić”, „Nauczmy się dawać najcenniejszy dar” – nie trafiają w ogóle tam, gdzie powinny: w sedno naszych lęków związanych ze śmiercią. Skoro większość rodzin nie zgadza się w Polsce na sekcję zwłok ich zmarłych bliskich, nawet za cenę poznania odpowiedzi na pytanie, z jakiego powodu nastąpił zgon – to opór przed pobraniem narządu nie wynika być może z kwestionowania samej idei transplantacji (co akcentują wspomniane kampanie), lecz z głęboko zakorzenionej, niewzruszonej wiary, że ciało człowieka po śmierci należy pozostawić w spokoju.

Czy zatem górnolotne hasło, które w dużym uproszczeniu zawiera prostoduszną prośbę: oddawajcie narządy po śmierci, ma szansę na szerszą akceptację? – Trudno oczekiwać, by rodzina, która poniosła ciężką stratę (a potencjalnymi dawcami narządów są zwykle młodzi ludzie, którzy umierają niespodziewanie), była skłonna do takiej szczodrości – mówi Paweł Łuków, doktor etyki z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Tu daje o sobie znać nasza specyficznie pojęta polska religijność. Bo czy chrześcijanin powinien bać się śmierci albo przesadnie troszczyć się o pośmiertny los ciała? Przeciwnie, wszak religia ta akcentuje duchowość. A już na pewno powinien respektować to, czego nauczał Jan Paweł II: „Człowiek wyrażający zgodę na pobranie narządów po swoim zgonie wykazuje świadectwo miłości chrześcijańskiej, która daje życie innym”.

Według Pawła Łukowa, jeśli chcemy skłonić ludzi do udostępniania swoich narządów, trzeba moralną edukację zindywidualizować. – Duchowny nie powinien nauczać w kościele, że wierni mają być dobrymi chrześcijanami. Lepiej zapytać każdego z nich: a co ty zrobiłeś dla bliźniego? Zgodziłeś się na przykład, by twoje serce lub nerki po śmierci uratowały czyjeś życie?

Robert Kęder codziennie budzi się ze świadomością, że żyje dzięki takiemu altruizmowi. Nową wątrobę otrzymał w czerwcu 2000 r. – Nie mogę uwierzyć, że ofiarowano mi do tej pory siedem lat – mówi. Poświęcił się działalności w Stowarzyszeniu Życie po Przeszczepie, niedawno został prezesem Polskiej Federacji Pacjentów DialTransplant. Dlatego doskonale rozumie, co czują dzisiaj chorzy czekający na przeszczep narządów. – Byłbym w nieustającej depresji, bo człowiek pozbawiony szansy i nadziei ginie. Sam czekał na swoją nową wątrobę trzy miesiące.

A dziś – jak piszą zdezorientowani pacjenci do Stowarzyszenia – znalezienie organu to jak wygrana w lotto.

Paweł Walewski

logo Prawa autorskie © S.P. Polityka. Artykuł pochodzi z archiwum internetowego www.polityka.pl