Gazeta Katowice


Przeszczepów za mało, bo szpitale nie zgłaszają dawców

 Z roku na rok maleje w województwie śląskim liczba zgłoszeń dawców narządów do przeszczepu. Efekt: zahamowanie programu transplantacji. - Wcale nie brakuje nam dawców organów, ale chęci, by ich zgłaszać - przekonuje prof. Marian Zembala, szef Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu.

13-letnia Paulina Rachwał dzięki przeszczepowi serca robi to wszystko, co jej rówieśnicy. Fot. Grzegorz Celejewski
13-letnia Paulina Rachwał dzięki przeszczepowi serca robi to wszystko, co jej rówieśnicy. Fot. Grzegorz Celejewski
Paulina Rachwał ma 13 lat i mieszka w Miękiszu Nowym pod Jarosławiem. Urodziła się z wadą serca, więc od maleńkości odwiedzała szpital za szpitalem. Po tym, jak w zeszłym roku przeszła transplantację serca, odetchnęła z ulgą cała wieś. - I w szkole się bardzo ucieszyli, bo wcześniej to mało mnie tam było. Teraz jestem i nawet na wuefie ćwiczę - chwali się.

Co inni robią po przeszczepie? Stanisław Rusnak ma 62 lata i nie rezygnuje ze swojego hobby - narciarstwa. Na zawodach w Finlandii zdobył nawet tytuł mistrza świata w slalomie gigancie wśród chorych po przeszczepie. Anna Bednarek wyszła za mąż i urodziła syna. Paweł Krystkiewicz, który przez rok czekał na przeszczep podłączony do wielkiej pompy, dzięki nowemu sercu już wrócił do domu pod Poznaniem, a Ula, która przeszła transplantację w wieku zaledwie dziewięciu miesięcy, po prostu rośnie jak na drożdżach.

Inni jeżdżą na rajdy rowerowe, pielgrzymki, ratują zaniedbane szkoły, pomagają niepełnosprawnym dzieciom. - Staramy się przez to propagować ideę transplantacji. W zeszłym roku organizowaliśmy kilka dużych imprez w miastach, by przekonać ludzi do przeszczepów. W przygotowania do nich było zaangażowanych 580 członków naszego stowarzyszenia - mówi Jan Statuch, prezes Stowarzyszenia Transplantacji Serca w Zabrzu, sam siedem lat po przeszczepie.

To ci, którym się udało. O tych, którym nie udało się doczekać transplantacji, wiedzą na ogół tylko lekarze, którzy się nimi zajmowali. Pozostają anonimowi. Medycyna to nie matematyka. Nie można powiedzieć, że gdyby w mieście X ktoś zgłosił dawcę, to ta dziewczyna czy ten chłopak żyliby dziś. Tego nikt nie wie na pewno.

Pewne jest jednak to, że mniej zgłoszeń dawców, to mniej przeszczepów, czyli mniej ludzi, których wydarto śmierci i przywrócono do życia. A właśnie takich zgłoszeń jest mniej. W 2008 roku było ich w województwie śląskim 52, w zeszłym roku - 47. A każde jedno zgłoszenie mniej to kilka transplantacji mniej, bo od większości dawców pobiera się nie jeden, lecz wiele organów.

Od lat prawie połowa zgłoszeń pochodzi ze Szpitala św. Barbary w Sosnowcu. - To efekt pracy zaangażowanego w program transplantacji anestezjologa dr. Jarosław Wilka. Ale inne duże szpitale zgłaszają po kilku dawców na rok. Są i takie, które nie zgłaszają nikogo, choć to niemal niemożliwe, by w ciągu całego roku nie było tam ani jednego pacjenta, u którego doszło do śmierci pnia mózgu - mówi Sylwia Sekta, koordynatorka przeszczepów w Szpitalu Klinicznym im. Mielęckiego w Katowicach, jednym z dwóch ośrodków transplantacyjnych w województwie.

Efekt? - W Hiszpanii, która ma mniej więcej tyle samo mieszkańców co Polska, liczba zgłoszeń dawców, a co za tym idzie, także transplantacji, jest kilkakrotnie większa. Przegania nas także mała w porównaniu z Polską Austria - mówi doc. Michał Zakliczyński, transplantolog z ŚCChS.

W statystykach liczbę pobrań narządów od zmarłych dawców przelicza się na milion mieszkańców. Dla Polski ten wskaźnik wynosi 11,2, dla województwa śląskiego - tylko 8,2 (dla porównania Wielkopolska ma wskaźnik 25,5, a województwo zachodniopomorskie ponad 40).

Prof. Marian Zembala, szef Śląskiego Centrum Chorób Serca, a jednocześnie wojewódzki konsultant w dziedzinie transplantologii: - Wcale nie brakuje nam dawców organów, ale chęci, by ich zgłaszać. To musi się zmienić, bo chodzi o ludzkie życie.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice