Gazeta Wyborcza
GAZETA WYBORCZA (2008-07-19 Autor: JUDYTA WATOŁA) 
 

Serce maleńkie jak orzeszek

Dziewięciomiesięczna Ula dostała nowe serce w klinice w Zabrzu. To pierwsza w Polsce transplantacja u niemowlęcia.

Image Ledwo dziewięć miesięcy temu Ula przyszła na świat, a już jakby narodziła się na nowo. Kilka dni temu zabrzańscy kardiochirurdzy wszczepili jej nowe serce.

putBan(62);
Gdy lekarze opowiadają o operacji Uli, jej mama Kasia ma oczy mokre od łez. Kiedy sama zaczyna mówić, głos co chwila więźnie jej w gardle: - Córka urodziła się w październiku. Wydawało się, że jest zdrowa. Od piątego miesiąca życia zaczęła się dziwnie pocić.

Pediatra w Zielonej Górze, gdzie mieszkają, kazał zrobić zdjęcie rentgenowskie i wtedy okazało się, że serce Uli jest za duże. Dziecko trafiło do specjalistycznej kliniki w Poznaniu. Rozpoznanie: kardiomiopatia gąbczasta - dziwna i do niedawna nieznana bliżej choroba. Między włóknami mięśnia sercowego, które normalnie biegną jedno obok drugiego, pojawiają szczeliny, przez które zaczyna przepływać krew. Serce jak gąbka - robi się coraz większe i coraz słabsze.

Ula ma zaledwie sześć miesięcy, kiedy lekarze mówią, że uratuje ją tylko przeszczep. Jej serce jest już tak wielkie jak u dorosłego człowieka.

Ale nowe serce dla Uli musi być malutkie, dawcą musi być więc zmarłe dziecko. To trudna sytuacja. Nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle znajdzie się dawca. A jednak: niespełna trzy miesiące później Kasia odbiera telefon z Zabrza. Słyszy: przyjedzie po nie zaraz karetka, znalazło się serce dla Uli.

Zazwyczaj lekarze mówią, skąd był dawca, jakiej płci i ile miał lat. Tym razem nie chcą powiedzieć niczego. - Takiego przeszczepu jeszcze u nas nie było. Nawet najmniejsza wskazówka mogłaby umożliwić kontakt między rodzinami, a to mogłoby się okazać zgubne dla obydwu stron - tłumaczy dr Roman Przybylski, kardiochirurg.

Dr Wojciech Saucha był w zespole, który w nocy z 12 na 13 lipca leciał po nowe serce: - Udostępniono nam rządowy samolot Jak 40, ale tej nocy była straszna burza. Przez 3 godz. odkładano wylot. W końcu polecieliśmy wśród piorunów.

Do Zabrza dotarli nad ranem. W niedzielę o godz. 8.55 dr Przybylski i drugi operator dr Jacek Pająk zakończyli wszczepianie nowego serca w ciało Uli. - Są inne, o wiele bardziej skomplikowane operacje kariochirurgiczne, ale żadna chyba nie wymaga takiego zaangażowania tylu ludzi naraz - od pilotów ryzykujących lot w ciężkich warunkach przez koordynatorów do spraw przeszczepów, którzy próbują wszystko zgrać, po chirurgów, anestezjologów, kardiologów, pielęgniarki. Bez wspólnego wysiłku nie byłoby przeszczepów - mówi dr Pająk.

Ta praca trwać będzie zresztą nadal. Powodzenie transplantacji zależy od tego, czy nie nastąpi odrzut przeszczepionego organu. - Teoretycznie u tak małego dziecka ryzyko odrzutu jest mniejsze, bo jego układ odpornościowy nie jest jeszcze w pełni wykształcony, ale praktycznie nie mamy w tej dziedzinie doświadczenia. Dlatego Uli będziemy podawać leki zapobiegające odrzutowi tak, jak pacjentom dorosłym - wyjaśnia dr Michał Zakliczyński, który opiekuje się osobami po transplantacji serca.

W Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu przeprowadzono dotąd prawie 800 transplantacji serca i płuc, z tego 41 serc przeszczepiono dzieciom. Życie większości z nich nie różni się od życia ich rówieśników. Wielu skończyło studia, dziś sami mają dzieci. - Jak dotąd najmłodszą naszą pacjentką była Ola. Dziesięć lat temu, kiedy otrzymała nowe serce, miała 2,5 roku. Dziś to już pannica - uśmiecha dr Beata Chodór.

- Przeszczep u niemowlęcia to kolejny próg w rozwoju programu transplantacji w Polsce. To sygnał, że zeszłoroczny kryzys powoli udaje nam się przełamać - mówi prof. Marian Zembala, szef Śląskiego Centrum Chorób Serca. W tym roku, do końca czerwca, w zabrzańskim szpitalu wykonano już 27 transplantacji serca i cztery płuc. To rekord, jeśli wziąć pod uwagę nie tylko miniony rok, ale nawet kilka ostatnich lat.

Źródło:  Gazeta Wyborcza