Gazeta Wyborcza

 

GAZETA WYBORCZA (2008-06-05 Autor:PRZEMYSŁAW IWAŃCZYK)

 

Agata Mróz-Olszewska
 
 
 

Pożegnanie Agaty

Ze złotym medalem na szyi pomyślałam, że pokonam chorobę - mówiła Agata Mróz. W heroicznej walce dopingowała ją cała Polska. Wczoraj jedna z najlepszych siatkarek świata zmarła. Miała 26 lat.

- Jestem przerażona, ale nie załamuję się. Nie mogę polec, przynajmniej w psychicznej walce z chorobą. Tym razem się uda, bo mam dla kogo żyć. Będę walczyć dla rodziców, męża, przyjaciół. Boję się cholernie, ale to dla mnie jedyna szansa na wyleczenie - mówiła mi w lutym, gdy szła do szpitala, by urodzić dziecko, a potem poddać się przeszczepowi.

Zawsze uśmiechnięta, pogodna, była dobrym duchem drużyny. Na wiadomość o śmierci koleżanki reprezentacja Polski przerwała wczoraj trening, bo siatkarki nie były w stanie ćwiczyć. Załamani są kibice, którzy litrami oddawali krew, by ratować Agatę. - Jej historia dodawała otuchy ludziom chorym, niepełnosprawnym. Dawała nadzieję, że z każdą chorobą można wygrać, że można wiele osiągnąć mimo przeciwności losu. A teraz? Teraz nawet nie wiem, co powiedzieć - mówi Marian Wnuk, wiceprezes Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Osób Niepełnosprawnych Ruchowo, który od lat nie opuścił żadnego meczu siatkarek z Bielska, gdzie grała kiedyś Agata Mróz.

Zespół mielodysplastyczny to choroba szpiku kostnego. Zbyt mała liczba płytek krwi powoduje osłabienie organizmu, który podatny jest na infekcje. Nie można przy tym brać antybiotyków ani leków przeciwbólowych. Dopadła Agatę w połowie trzeciej klasy sosnowieckiego liceum. Gdy lekarze kazali jej rzucić sport, załamała się. - Moje życie przebiegało od jednej wizyty u lekarza do drugiej. Każde badanie krwi było wielkim stresem. Do tego pokłute żyły i blizny na rękach - wspominała trzy miesiące temu. Po trzech latach wyniki poprawiły się jednak na tyle, że wróciła do siatkówki. I doszła do szczytu. Dwa razy zdobyła z reprezentacją mistrzostwo Europy. - Ze złotym medalem na szyi pomyślałam, że pokonam chorobę. Liczyłam, że Bóg uśmiechnął się do mnie na dobre - mówiła mi w lutym.

Jeszcze w ubiegłym sezonie, choć choroba znów zaatakowała, w hiszpańskiej Murcii wywalczyła prawie wszystko, co w klubowej siatkówce najcenniejsze. - Potrafię się trzymać, kiedy mnie coś gnębi. Na boisku może nie było tego widać, bo starałam się robić tyle, ile mogłam. Ale kiedy rano wstawałam na trening, czułam się jak z krzyża zdjęta.

W szpitalach leżała od grudnia. Lekarze zdecydowali, że konieczny jest przeszczep szpiku. Odradzali jej ciążę, ale Agata była uparta i zdecydowała się z mężem na dziecko. - Zobaczysz, ja też będę miała swój skarb. Lilianę albo Szymona - mówiła mi, choć wyniki badań były kiepskie.

Liliana urodziła się zdrowa 4 kwietnia, a Agata odliczała dni do przeszczepu. Jak najszybciej chciała mieć wszystko za sobą. Jeszcze przed chemioterapią poprosiła męża, by ogolił jej głowę. Rozmawialiśmy dzień przed przeszczepem. - Trzymajcie za mnie kciuki, ale przede wszystkim za dziewczyny, które walczą w Japonii o igrzyska - mówiła Agata. Zadzwoniły z Tokio polskie siatkarki i chichrały się do słuchawki przez kilka minut. Na koniec obiecały sobie, że spotkają się po igrzyskach, bo jeśli nie awansują, to Agata wszystkim skopie tyłki.

Przeszczep przeszła 22 maja bez żadnych komplikacji, jednak organizm musiał jeszcze zaakceptować nowy szpik. Miało to potrwać od dziesięciu dni do miesiąca. Kryzys nastąpił w nocy z wtorku na środę. - Zabrakło nam dosłownie kilku dni - mówi prof. Krzysztof Kałwak z wrocławskiej kliniki hematologii. - To była piorunująca infekcja, posocznica ze wstrząsem septycznym. Nie mieliśmy szans. Bez pomocy komórek, które miały wytwarzać szpik, nawet najlepsze antybiotyki nie mogły pomóc.

- Nie spodziewałam się, że tylu życzliwych ludzi spotkam na swojej drodze. O nich zawsze będę pamiętać. I niech wszyscy wiedzą, to nie jest tylko pomoc dla mnie. Krew i szpik, jeśli ktoś zechce być dawcą, uratują życie wielu osobom - mówiła Agata.

Źródło: Gazeta Wyborcza