Gazeta Wyborcza

Gazeta Warszawa

 GAZETA WYBORCZA - WARSZAWA (2009-11-28 Autor: WOJCIECH MOSKAL)

Gazeta Stołeczna

25 lat temu dokonano pierwszego w Polsce przeszczepu.

- Nie zażywam leków, skończyłam studia. Dziękuję rodzicom, że zaufali lekarzom - mówi Aleksandra Przybylska, pierwsza pacjentka w Polsce, której 25 lat temu przeszczepiono szpik. Miała wtedy sześć lat.

prof. Wiesław Jędrzejczak, Fot. Tomasz Wawer / AG
prof. Wiesław Jędrzejczak,Fot.Tomasz Wawer/AG
28 listopada 1984 r. w Warszawie przeprowadzono pierwszy w Polsce zakończony sukcesem przeszczep szpiku kostnego. Zespół kierowany przez prof. Wiesława Wiktora Jędrzejczaka przeszczepił go sześcioletniej wówczas Oli Przybylskiej. Dawczynią była jej o trzy lata młodsza siostra Katarzyna.

Wraz z rodzicami obie siostry były gośćmi konferencji, która odbyła się w ramach sympozjum naukowego poświęconego ćwierćwieczu przeszczepów komórek krwiotwórczych w naszym kraju. - Dzięki temu zabiegowi mogę dziś prowadzić normalne życie. Nie zażywam leków, skończyłam studia. Dziękuję za to przede wszystkim mojej siostrze, bez której by mnie tu nie było. Rodzicom za to, że zaufali panu profesorowi, a jemu samemu za ogromne poświęcenie i odwagę - mówiła Ola Przybylska.

W 1984 r. wszyscy rzeczywiście musieli wykazać się nie lada odwagą, by taka operacja doszła do skutku. Zespół młodych, trzydziestokilkuletnich lekarzy porwał się na coś, co jeszcze nikomu w Polsce się nie udało. Rodzice musieli powierzyć im życie dziecka. Zabieg sprzed 25 lat otworzył jednak drogę do przeszczepiania szpiku w Polsce. Dziś przeprowadza się w 18 ośrodkach każdego roku około 800 przeszczepów. 

Gazeta Wyborcza

GAZETA WYBORCZA (2009-11-18 Autor: MARZENA KASPERSKA)

Gazeta Wyborcza Wrocław

 

Stracił rękę w dzieciństwie, odzyskał ją po 28 latach!

Chirurdzy z Trzebnicy przeszczepili 30-latkowi z Mysłowic prawą rękę na wysokości ramienia. To pierwsza w Polsce i trzecia na świecie transplantacja tego typu. - Marzyłem o niej - mówi pacjent Mirosław Borodziuk.

 

Przed pierwszym Polakiem po transplantacji ramienia długa rehabilitacja. Fot. Łukasz Giza / Agencja Gazeta
Przed pierwszym Polakiem po transplantacji ramienia długa rehabilitacja. Fot. Łukasz Giza / Agencja Gazeta
Borodziuk jest absolwentem Politechniki Śląskiej, współwłaścicielem firmy informatycznej. Młockarnia ucięła mu rękę na wysokości łokcia, gdy miał niespełna dwa lata. Mówi, że nie pamięta siebie z dwiema rękami. - Ale cały czas o niej marzyłem. Czułem pustkę, uważałem się za niepełnowartościowego. Miałem dziurę w psychice - opowiada.

Gdy jednak dr Adam Chełmoński ze Szpitala Powiatowego im. św. Jadwigi w Trzebnicy zadzwonił do niego z informacją, że jest dawca, zawahał się. - Trzy tygodnie wcześniej urodził mi się syn Adaś. Uważałem, że będę potrzebny żonie i małemu. Potrzebowałem trochę czasu na przemyślenie wszystkiego - mówi Borodziuk. Po rozmowie z żoną zdecydował, że nie może zmarnować takiej szansy.

Operacja trwała ponad 10 godzin. Zabieg przeprowadził zespół siedmiu chirurgów pod kierunkiem doc. Jerzego Jabłeckiego, szefa trzebnickiego ośrodka replantacji ręki.

Gazeta OpoleGAZETA WYBORCZA - OPOLE (2009-10-29 Autor: BEATA ŁABUTIN) 

Liczba przeszczepów na Opolszczyźnie dramatycznie spadła

Na Opolszczyźnie ma powstać wojewódzki zespół koordynujący do spraw transplantacji. Miałby on pracować na rzecz zwiększenia liczby pobrań narządów do przeszczepów, która w tym roku w naszym regionie dramatycznie spadła

Prof. Dariusz Patrzałek nosi przy sobie kartę dawcy, zachęca wszystkich do tego samego. - Taka deklaracja woli jest do pobrania na stronie internetowej poltransplant.org.pl, a także w wielu szpitalach. - Warto ją wypełnić i mieć zawsze w portfelu - mówi. - Warto też rozmawiać na te tematy z rodziną, by w razie czego bliscy wiedzieli, jakie zdanie mamy na temat oddania naszych narządów do przeszczepu.
Prof. Dariusz Patrzałek nosi przy sobie kartę dawcy, zachęca wszystkich do tego samego. - Taka deklaracja woli jest do pobrania na stronie internetowej poltransplant.org.pl, a także w wielu szpitalach. - Warto ją wypełnić i mieć zawsze w portfelu - mówi. - Warto też rozmawiać na te tematy z rodziną, by w razie czego bliscy wiedzieli, jakie zdanie mamy na temat oddania naszych narządów do przeszczepu.
Prof. Dariusz Patrzałek, regionalny konsultant ds. transplantologii, rozmawiał o tym wczoraj z dyrektorami szpitali na Opolszczyźnie. W spotkaniu w Opolskim Centrum Zdrowia Publicznego uczestniczył także wojewoda Ryszard Wilczyński oraz Stanisław Łągiewka, dyrektor departamentu zdrowia w urzędzie marszałkowskim.

Zespół miałby powstać w Wojewódzkim Centrum Medycznym. - To naturalny wybór wobec faktu, że to właśnie tam z racji wysokiego wyspecjalizowania szpitala trafiają najcięższe przypadki - mówił prof. Patrzałek.

putBan(62);
Zespół, w skład którego weszłoby co najmniej dwóch lekarzy anestezjologów (ewentualnie neurolog) i dwie pielęgniarki anestezjologiczne, miałby jednak działać nie tylko w WCM. - Powinien być mobilny i w razie potrzeby pojechać np. do szpitala powiatowego, by tam pilotować sprawę ewentualnego dawcy i pobrania od niego narządów - mówi prof. Patrzałek.

Jego zdaniem powołanie takiego zespołu to konieczność, za dwa tygodnie profesor ma się w tej sprawie spotkać z dr Maciejem Gaworem, ordynatorem oddziału anestezjologii i intensywnej terapii w WCM, który ma znaleźć odpowiednie osoby.

Gazeta Opole

GAZETA WYBORCZA - OPOLE (2009-10-27 Autor: BEATA ŁABUTIN) 

 Sięgnęliśmy dna w przeszczepach narządów

 

Na Opolszczyźnie tylko jeden narząd od zmarłego dawcy został w tym roku przekazany potrzebującemu. Rok temu było ich 15, a kilka lat temu nawet 33


Dlaczego w Polsce na nową nerkę czeka kilka razy mniej chorych niż w innych krajach? Może stacje dializ nie kierują chorych na przeszczep, bo im się to nie opłaca?

Iwona ma sylwetkę nastolatki. Nikt by nie pomyślał, że przekroczyła trzydziestkę, gdyby nie ta pożółkła cera i zniszczone ręce. To dlatego, że jej nerki nie działają i cały organizm jest nieustannie zatruwany.

- Od 11 lat jestem na dializach, ale zabiegi nie zastąpią zdrowych nerek. Kiedyś o tym nie wiedziałam, a żaden lekarz mi nie wytłumaczył - żali się.

Iwona pochodzi z biednej rodziny. Ma synka. Żyją z renty i alimentów, bo mąż, kiedy zaczęła chorować, zostawił ją samą z dzieckiem. Czasami czuje się tak kiepsko, że synek musi jej pomagać. Zawiąże sznurówki, zaprowadzi na przystanek.

Zabiegi są trzy razy w tygodniu. Do szpitala niedaleko, ale busik ze stacji dializ krąży po całym mieście i zbiera chorych. Zanim wszystkich zbierze, jeździ i półtorej godziny.

Iwonę nie zawsze było stać na leki. Nie wiedziała, że trzeba je regularnie brać. Teraz się pilnuje.

Rozmawiamy w kawiarni, ale choć to ja zapraszam, Iwona nie zamawia ani kawy, ani herbaty. - Muszę liczyć każdą wypitą kroplę.

Między jedną a drugą dializą może wypić maksymalnie dwa litry płynów.

Iwona ma pretensję do lekarzy. Kiedy zaczynała dializy, żaden nie powiedział, że ma inną możliwość - przeszczep. Wtedy czuła się jeszcze dobrze, wątroba i serce nie były tak zniszczone. Mogło się udać.

- Nikt nie powiedział, że po przeszczepie można odzyskać siły, normalnie pracować. Dopiero po kilku latach, gdy sama zaczęłam się wypytywać, zrobili mi badania. Wyszło, że już nie nadaję się do transplantacji.

Gazeta.pl Łódż

GAZETA WYBORCZA - ŁÓDŹ (2009-04-11 Autor: AGNIESZKA URAZIŃSKA)

 

Historie osób po przeszczepie serca

Gazeta.pl Łódź

Kasia: Wszyscy pytają, czy się zmieniliśmy. A my jesteśmy tylko trochę bardziej świadomi. I wdzięczni. Ja - rodzicom dziewczyny, którzy zgodzili się oddać do przeszczepu jej serce.

Dominik właśnie się oświadczył. Adam od ośmiu miesięcy jest tatą. Kasia nie chce taryfy ulgowej. A Jan czuje się szczęściarzem i spłaca dług wdzięczności.

Adam Strzebiecki od 12 lat cieszy się życiem z nowym, zdrowym sercem. Fot. Radosław Jóźwiak
Adam Strzebiecki od 12 lat cieszy się życiem z nowym, zdrowym sercem. Fot. Radosław Jóźwiak
To była kobieta


Adama Strzebieckiego dopadło nagle, na siłowni. Miał 19 lat, dużo siły i planów. Źle się poczuł. - Lekarz stwierdził częstoskurcz i już wtedy mówił, że czeka mnie transplantacja - opowiada.

Przez pięć lat pomagały jeszcze leki. Próbował normalnie żyć, pracował na budowie u brata. Później żyć się nie dało. - Serce mi rosło. Dosłownie, niestety. Nie mogłem jeść, pić, spałem na siedząco, żeby się nie udusić - wspomina. Tak było 12 lat temu. Dziś Adam wygląda jak okaz zdrowia. Opalony, przystojny i szczęśliwy. Nosi ze sobą zdjęcie uśmiechniętej, pyzatej dziewczynki. To Antosia, jego ośmiomiesięczna córeczka.

Gazeta Wyborcza

 

Pierwszy człowiek z cudzym sercem

Sławomir Zagórski

Pierwszą przełomową operację przeszczepienia serca przeprowadzono 3 grudnia 1967 r. w szpitalu Groote-Schuur w Kapsztadzie (Afryka Południowa). Śmiałkiem, który odważył się na ten krok był dr Christian Barnard. Usunął nieuleczalnie chore serce 54-letniemu Louisowi Washkansky'emu i zastąpił je zdrowym sercem Denise Darvall, ofiary wypadku samochodowego.

Louis Washkansky od 12 lat cierpiał na cukrzycę, przeszedł kilka zawałów, które niemal całkowicie zniszczyły mięsień sercowy. Przeniesiono go do zakładu dla nieuleczalnie chorych, jego dni były policzone. 11 listopada 1967 r. lekarze poinformowali Washkansky'ego, że jedyną szansą byłaby transplantacja serca. - Może pan przy tym umrzeć, nikt jeszcze nie robił podobnego zabiegu na ludziach i nikt nie wie, jak duże jest ryzyko - ostrzegali. - Jeśli tak, to czy teraz nie umieram? - odrzekł, z trudem łapiąc oddech, Washkansky. - Chcę mieć nowe serce.