Kresy Tygodnik Chełmski

 

Komu nerka? Komu serce? Nie kupczyć, rozmawiać i uświadamiać.

 

Umierają w poczekalni

Dominika Maj

 

Najbardziej pożądany narząd - nerka. 1189 osób czeka na dawcę. 249 pacjentów pilnie potrzebuje serca, a 22 - płuca. Ktoś musi umrzeć, żeby ktoś inny mógł żyć.

1673 osoby w Polsce czekają na przeszczep, który może im uratować życie.

Chełmski szpital nawet nie pobiera narządów. We włodawskiej o wiele mniejszej placówce - placówce zdarza się średnio raz na rok, że zmarły zostaje zakwalifikowany do pobrania organu. Wówczas w ciągu godziny przyjeżdża zespół lekarzy z PSK4 w Lublinie. Natomiast w Krasnymstawie kilka razy w ciągu roku lekarze sami pobierają narządy do transplantacji. Ile osób potrzebujących przeszczepu umrze, niedoczekawszy się nerki, serca, płuca lub wątroby?

Lokalne klimaty

Nie było przypadków, by w Chełmie pobierano narządy. W tak dużej placówce zdarzało się jedynie w przeszłości, że zakwalifikowanych pacjentów odsyłano do Lublina. Dlaczego tak się dzieje? Czemu cała Polska mówi o zapaści transplantologii, a w tak dużym szpitalu nie robi się nic? Jak mówi z-ca dyrektora ds. lecznictwa Wiesław Godzisz, sprawa jest wielowątkowa. - Poczyniliśmy procedury formalne, które pozwolą nam na pobieranie narządów. Został powołany zespół ds. orzekania śmierci mózgowej. Czekamy na zgodę konsultanta krajowego ds. transplantologii - mówi Godzisz.

Szpital we Włodawie zdecydował się na współpracę z większą placówką w Lublinie. - Organizują się w godzinę, gdy tylko zawiadomimy - podkreśla doktor Artur Sitnik. Pobieranie narządów jest procedurą skomplikowaną i trudnym problemem dla bliskich zmarłego. W dodatku każda minuta się liczy. PSK 4 dysponuje zespołem psychologów, który pomaga, gdy pojawia się dylemat natury moralnej.

Szpital w Krasnymstawie od ponad 3 lat samodzielnie zmaga się z tą trudną dla wszystkich procedurą kwalifikowania i pobierania narządów. Prawo polskie pozwala na pobranie ich od każdego, kto za życia nie wyraził sprzeciwu. Co jednak, jeśli rodzina nie chce pozwolić? - Nic na siłę - mówi dyrektor Piotr Matej. - Za każdym razem otrzymujemy podziękowanie od krajowego konsultanta ds. transplantologii i informację, że pobrany narząd został wszczepiony - mówi Matej. Trud więc się opłaca.

Ratujmy polską transplantologię

Tego typu hasła pojawiły się w prasie po tym, gdy liczba przeszczepów spadła o połowę. Jeszcze w styczniu w całej Polsce wykonano 102 przeszczepy, w kwietniu tylko 45. Nikt nie ma wątpliwości, że przyczyniło się do tego głośne aresztowanie lekarza transplantologa z MSWiA w Warszawie. Lekarze nie chcą być podejrzewani o nieuczciwość w rozpoznawaniu zgonów i klasyfikowaniu pacjentów do przeszczepu. Rodziny zmarłych nie chcą lekarzom „nabijać kabzy”. Pacjenci boją się nieudanych eksperymentów. Atmosfera braku zaufania nie sprzyja ludziom czekającym na przeszczep. Nie ułatwia decyzji rodzinom, które widzą bliskiego w szpitalu, wiedzą, że bije mu serce, słyszą oddech wspomagany przez maszynerię, a muszą podjąć decyzję, czy zgodzić się na odłączenie i czy podarować jego serce i narządy innym. Czy zaufają lekarzom, którzy mówią o śmierci mózgowej? A może wydarzy się cud? Ochrzczony mianem „doktor śmierć” wyszedł zza krat i czeka na sąd. Znane autorytety bronią lekarza. W maju liczba zabiegów zaczęła wracać do normy - wykonano ich 80.

Nie wierzyć w cuda?

„Pobieranie narządów od zmarłych wymaga akceptacji społecznej. Bez tego nie będzie przeszczepów” - mówi prof. Wojciech Rowiński, krajowy konsultant ds. transplantologii w wywiadzie dla Gazety Pomorskiej. Tymczasem sami lekarze spierają się ciągle o definicję śmierci. Większość z nich stosuje się do powszechnie uznanej tzw. harwardzkiej definicji śmierci („śmierć mózgowa udokumentowana płaską krzywą EEG i ustaniem czynności życiowych” - za Gazetą Wyborczą). Tę ostatnią katoliccy lekarze moraliści uznają za nieprzydatną, gdyż nawet po ustaniu czynności mózgu inne organy jeszcze przez jakiś czas żyją, a mózg produkuje enzymy. Tylko jednak wtedy narządy nadają się do przeszczepu. - Serce dawcy jeszcze bije, ciało jest ciepłe, inne kluczowe organy jeszcze działają, nawet jeśli nie są podłączone do aparatury wspierającej życie - tłumaczy w CWNews.com dr Paul Byrne, b. przewodniczący amerykańskiego Stowarzyszenia Katolickich Medyków. Jego zdaniem, śmierć powoduje właśnie dopiero usunięcie organów z ciała (za GW).

Kościół katolicki zgadza się na pobieranie narządów od dawcy, który jest martwy wg kryteriów harwardzkich, ale za wyjątkiem mózgu, który decyduje o tożsamości osobowej i narządów płciowych, które przekazują życie.

Błędy kosztują życie

Akceptację społeczną dla transplantologii burzą co jakiś czas informacje o aresztowaniach lekarzy, aferach łapówkarskich. Ale nie tylko. Informacja o wybudzeniu po 19 latach ze śpiączki musiała wstrząsnąć rodzinami tych, których bliskich dotknęło podobne nieszczęście. Wlała nadzieję w serca ludzi, których odarto ze złudzeń, że członek rodziny się kiedyś obudzi.

Głośna jest też sprawa pacjentów, którzy otrzymali nerki i wątrobę od człowieka chorego na raka. Wydaje się to nieprawdopodobne, po serii badań, jakie szpital musi przeprowadzić, a jednak... Lekarze tłumaczą, że narząd musiał trafić jak najszybciej do przeszczepu. Wyniki badań przyszły po operacji, za późno dla pacjentek, które teraz nie chcą usunięcia nerek, bo nie dostaną następnej szansy na normalne życie.

A oni w poczekalni umierali i umierają

Na forum niesmiertelni.pl spotkać można zwykłych ludzi po i przed przeszczepem. Pisząc, dzielą się doświadczeniami:

„Na przeszczep czekałem 2.5 roku. Gdy zacząłem dializy, lekarz powiedział że będę czekał nie dłużej niż 3 miesiące. Po drodze pojawiły się problemy z żołądkiem (nadżerka i 7 miesięcy leczenia). Gdy już przestałem czekać, przyszło wezwanie: szok, radość, strach. Teraz jest OK., oby jak najdłużej (Whiteyz Poznania).

„Dializy zaczęłam 12 lipca 2005, przeszczep 05 listopad 2006- to było trzecie wezwanie. Pierwsze wezwanie - Warszawa, nie pojechałam bo byłam chora, drugie wezwanie Bydgoszcz - jako rezerwa, już w trakcie dializy dowiedziałam się że jednak nie jadę (Magda z Lublina, wciąż czeka na swoją szansę).

„Czekałem 18 miesięcy... żadnych fałszywych alarmów, zgłoszony po 6 miesiącach dializ, teraz szczęśliwy” (chłopak, lat 21).

„6 lat dializ otrzewnowych. Pierwsze wezwanie i trafne w wieku 15 lat, a potem 8 lat od przeszczepu do maja 2006 i od tamtej pory dializowana aż do teraz...Czekam na wpisanie na listę oczekujących na przeszczep. (Asia lat 23).