Gazeta.pl Katowice

GAZETA WYBORCZA - KATOWICE (2013-05-22 Autor: JUDYTA WATOŁA) 

Pierwszy w Polsce przeszczep twarzy. Lekarze gorąco dziękują rodzinie dawcy

Konferencja w gliwickim Centrum Onkologii po pierwszym w Polsce przeszczepie twarzy i pierwszym na świecie przeprowadzonym dla uratowania życia choremu

Nie czujemy się cudotwórcami, po prostu wykonywaliśmy swoją pracę - mówi prof. Adam Maciejewski, szef zespołu transplantacji twarzy w Centrum Onkologii gliwickim. A jednak to, czego udało mu się dokonać, zakrawa na cud.

To pierwszy w Polsce przeszczep twarzy i pierwszy w świecie przeprowadzony dla uratowania życia choremu. Był nim 33-letni Grzegorz, pracownik zakładu kamieniarskiego spod Wrocławia. - Zakładamy, że będzie jadł, oddychał, widział. Nasz cel to jego powrót do normalnego życia - mówi prof. Maciejewski.

23 kwietnia

Grzegorz pracuje przy maszynie do rozdrabniania kamieni. Dochodzi do wypadku, maszyna dosłownie odcina mu twarz, miażdży kości czaszki. Na miejsce wypadku wezwany jest śmigłowiec. Ratownicy zabierają Grzegorza, trafia do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Prokurator nie zgadza się na natychmiastowe zabranie do szpitala amputowanej przez maszynę części twarzy dopóki nie zostaną dokończone oględziny miejsca wypadku.

Prosto ze szpitalnego oddziału ratunkowego Grzegorz trafia chirurgię szczękową. Lekarze najpierw ratują mu życie: wykonują tracheotomię, by mógł bez przeszkód oddychać i powstrzymują krwotok z rozerwanych naczyń krwionośnych. Potem opatrują ślinianki i nerwy twarzowe i ratują wzrok. - Kości oczodołu zniszczyła maszyna. Oczy nie miały oparcia. Nie byliśmy pewni, czy nie zostały uszkodzone nerwy wzrokowe. Sprawdziliśmy, czy nie ma krwiaków, które mogłyby doprowadzić do ich nieodwracalnego uszkodzenia. Następnie zaczęliśmy odtwarzać oczodoły przy użyciu tytanowych siatek - mówi dr Klaudiusz Łuczak.

Potem chirurdzy zajęli się rekonstrukcją żuchwy, która była złamana w kilkunastu miejscach. Odbudowali też stawy łączące żuchwę ze skroniami.

Mimo tych wszystkich wysiłków zamiast twarzy pacjent miał nadal tylko wielką ranę, którą trzeba przykryć, by nie zmarł z powodu zakażenia.

Po kilku godzinach do szpitala dociera odcięta część twarzy. Chirurdzy pod kierunkiem Łuczaka dokonują replantacji, czyli przyszywają ją z powrotem. Operacja, która zaczęła się jeszcze przed południem, kończy się o drugiej w nocy następnego dnia.

24 kwietnia i 25 kwietnia

Chirurdzy nie odstępują swojego pacjenta. Wykonują kolejne zabiegi, by poprawić niektóre szwy i implantować fragmenty naczyń krwionośnych.

W kolejnych dniach coraz bardziej widać jednak, że odciętą część twarzy za późno przywieziono do szpitala, za długo była niedokrwiona. Na przyszytej twarzy pojawiają się objawy martwicy.

- Uzyskaliśmy tyle, że pacjent widzi i żyje, ale zdaliśmy sobie sprawę, że dalej już nie pomożemy. Wiedzieliśmy, że chirurdzy w Gliwicach są od roku gotowi do przeszczepu twarzy. Poprosiliśmy o pomoc - mówi dr Łuczak.

2 maja

Grzegorz jest już w Gliwicach. Chirurdzy usuwają mu tkanki objęte martwicą i jak mogą starają się zabezpieczyć przed zakażeniem. Nieosłonięte skórą są bowiem bezbronne w starciu z zarazkami. To bezpośrednie zagrożenie życia. Zaczynają się poszukiwania dawcy. Przy planowych przeszczepach przeprowadzanych do tej pory na świecie biorcy czekali na dawcę od roku do siedmiu lat. Konieczna jest tu nie tylko tzw. zgodność tkankowa, ale także podobny wiek, płeć, kształt twarzy, rozstaw oczu.

Kiedy Grzegorz ma odpowiedzieć na pytanie, czy zgadza się na przeszczep, są przy nim psycholodzy i lekarze. Jest przytomny, nie otrzymuje leków ograniczających możliwość świadomego podejmowania decyzji. Nie może mówić, ale słyszy i rozumie. Daje znaki ręką. Lekarze przedstawiają mu, jakie są możliwe powikłania. - Ta rozmowa była bardzo długa. Wręcz z entuzjazmem przyjął propozycję przeszczepu. Zgodziła się też rodzina - mówi prof. Maciejewski.

14 maja

To właśnie jest cud! Niecałe dwa tygodnie szukania i znajduje się 32-letni dawca. Leży w szpitalu w Białymstoku. Jego rodziny nie trzeba przekonywać. Od razu zgadza się na pobranie narządów, nawet twarzy. Zgadza się i na to, że pobranie odbędzie się na drugim końcu Polski w Gliwicach i dopiero potem ciało przetransportowane zostanie z powrotem na Podlasie. Wieczorem do Białegostoku dociera ekipa ze Śląska. Dr Wojciech Saucha, koordynator przeszczepów uzyskuje formalną zgodę rodziny dawcy i dziękuje. Nocą lot helikopterem z Białegostoku do Gliwic. Po drodze jest kilka międzylądowań - transport dociera na Śląsk już na ranem następnego dnia.

15 maja

Godz. 6 rano, Centrum Onkologii w Gliwicach. Dawca i biorca trafiają na sąsiadujące z sobą sale operacyjne. Podczas gdy na jednej chirurdzy będą pobierać twarz do przeszczepu razem z kośćmi, na drugiej inni będą z najwyższą ostrożnością i pieczołowitością przygotowywać biorcę do implantacji. Jak niezwykle to ciężka praca, pokazuje czas. Pobranie tkanek twarzy do przeszczepu kończy się o siódmej wieczorem! Dopiero potem do zmarłego przystępują ekipy lekarzy z innych szpitali, pobierając do przeszczepu jeszcze serce, wątrobę i rogówki.

Tymczasem na sąsiedniej sali już wszczepiają Grzegorzowi nową twarz. Prof. Maciejewski: - Zaczęliśmy od odtworzenia zmiażdżonych kości środkowej części twarzy. Potem było zespalanie ze sobą naczyń, nerwów, błon śluzowych, tkanek miękkich i skóry.

Oprócz chirurgów i pielęgniarek na salach w gorączce pracowali anestezjolodzy, immunolodzy i transplantolodzy. - Trzeba było przygotować się na moment, kiedy przeszczepiona twarz zetknie się z krwią biorcy. Skóra jeszcze szczególnie podatna na odrzut. Na pół godziny przed tym dosłownie sparaliżowaliśmy jego układ odpornościowy - wyjaśnia prof. Sebastian Giebel.

16 maja

O dziewiątej rano, po 27 godzinach nieustannej pracy chirurdzy i anestezjolodzy wreszcie mogą opuścić salę operacyjną. Ich pacjent trafia na oddział intensywnej terapii. Jest w osobnej sali. Rodzina na razie widzi Grzegorza tylko przez szklaną ścianę. Może do niego mówić tylko przez telefon. Jego układ odpornościowy pozostaje bowiem nadal w stanie paraliżu i nie jest w stanie się bronić przed zakażeniem. - Wyznaczono specjalny zespół lekarzy i pielęgniarek, który zajmuje się tylko nim. Nikt inny nie ma do niego dostępu. Nie mówi z powodu tracheotomii, ale słyszy nas dobrze. Odpowiada na nasze pytania ruchami rąk. Jest w stabilnym stanie - mówi dr Krzysztof Olejnik, szef intensywnej terapii w CO.

Jeśli wszystko pójdzie dobrze, już za kilka dni pacjent zacznie jeść, a w ciągu następnych zostanie przeniesiony do izolatki na oddziale dla chorych po przeszczepie szpiku, gdzie zamontowane są tzw. filtry absolutne, eliminujące z powietrza wszelkie drobnoustroje chorobotwórcze. Pozostanie tam co najmniej miesiąc. W tym czasie lekarze będą stopniowo ograniczać dawki leków ogłuszających układ odpornościowy.

Twarz Grzegorza po przeszczepie nie będzie podobna dawcy. Rodzina z Białegostoku nigdy więc nie rozpozna w nim swojego zmarłego. Ale to jej lekarze dziękują najgoręcej. - Pokazali ogromną wielkoduszność, empatię, wiarę i odwagę - mówi prof. Maciejewski.

Cały tekst: http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35063,13962303.html#ixzz2U5tiDP6t